piątek, 20 grudnia 2013

ME Po zakończeniu odcinek VII

MASS EFFECT
PO ZAKOŃCZENIU 


Odcinek IIIIIIIVVVI, Epilog

ODCINEK VII
OSTATNI WYSIŁEK

I


W okolicach Londynu panowało głębokie poruszenie. Do boju ruszała właśnie grupa kilkudziesięciu promów wypełnionych po brzegi uzbrojonymi po zęby żołnierzami. Kiedy rozeszła się wiadomość, że jakiś oddział rusza bez przyzwolenia londyńskiej komisji, niektórzy ludzie, szczególnie cywile, podchodzili do nich z pogardą i nazywali renegatami, a nawet dezerterami. Zamiast zostać na miejscu i bronić ich, kilkuset marine rusza na jakąś samozwańczą misję. Cywile początkowo nie znali celu wyprawy, bo sieć komunikacyjna działała na razie jedynie w kręgach wojskowych. Nikt z ochotników nie zamierzał jednak robić z celu tajemnicy. "Ruszamy ratować komandora Sheparda" - na dźwięk tych słów każdy złorzeczący człowiek natychmiast zmieniał zdanie. Zdarzali się tacy, którzy sami chcieli przyłączyć się do misji. Oferowali swoją skromną pomoc, dawali jakieś drobiazgi na szczęście. 



.

Garrus wsiadał właśnie do ostatniego z promów. Był dowódcą grupy "Palaven" - największego, obok "Kalros", oddziału uczestniczącego w Operacji Akuze - składającej się ze stu żołnierzy podzielonych na trzy pododdziały: Garrusa, Javika i Younga. Oddział ten miał za zadanie ostateczne uderzenie na archiwa Przymierza i przesłanie niezbędnych danych na pokład Normandii, z której Joker przekazałby je Mirandzie. Sukces lub porażka Garrusa oznaczałyby zwycięstwo lub klęskę całej operacji. Gdy pilot odpalał silniki, z tłumu wybiegła mała dziewczynka, puszczając dłoń matki i wyciągając rękę w stronę turianina. Gdy dotarła do promu, Garrus ujrzał w jej rączce mały kwiatek. Był piękny. Nie znał ziemskiej flory, ale do te pory nie widział tu nic poza zgliszczami, ruinami i spalonymi miastami. Przyjął od niej podarek i włożył sobie za rękawicę, uśmiechając się. Większość ludzi ten uśmiech odrzucał. Dziewczynka, w przeciwieństwie do innych, nawet żołnierzy, nie bała się turianina z oszpeconą twarzą. Jej buzia uśmiechnęła się wesoło, a policzki zaróżowiły się. Garrus odesłał ją skinieniem głowy w stronę matki i zamknął Kodiaka. Uśmiech zniknął z jego twarzy. Wznieśli się w powietrze. Przyszedł czas na rozmyślanie i rozmowy. Mimo znacznej prędkości promów, podróż przez Atlantyk miała trwać kilka godzin. Ostatecznie na promy załadowano 370 ludzi, zgrupowanych w pięć oddziałów. 



.

W międzyczasie Young opowiadał Javikovi i Garrusowi o czasach Krzysztofa Kolumba i wielu próbach przepłynięcia przez ocean. Rejsy trwały wiele tygodni, więc on sam cieszył się z posiadania całkiem niezłych promów. Garrus słuchał z zaangażowaniem, ciesząc się, że może skupić na czymś uwagę. Javik siedział z boku i pogrążył się w myślach, opierając łokcie na kolanach i chowając głowę w dłoniach. 



W promie z dowódczynią drużyny "Thessia" - Liarą - leciała inna asari - Samara. Podczas całego lotu wymieniły tylko kilka zdań. Rozmowa wyraźnie się nie kleiła. Obie były przybite zagładą rodzinnej planety i nadal nie miały informacji, jak teraz wygląda ich ojczyzna. Zadanie "Thessi" polegało na osłanianiu biotyką drużyny "Palaven". Z tego powodu w skład oddziału wchodzili niemal wyłącznie biotycy. Do archiwum Przymierza prowadziła jedna droga, wiodąca przez zbudowany wysoko nad ziemią most. To na nim miały powstać stanowiska z osłonami biotycznymi, które powstrzymałyby przeciwnika, kiedy ten zorientuje się, gdzie jest prawdziwy cel wyprawy i skieruje tam swoje siły. 



"Eden Prime", kierowana przez Widmo Williams i członka programu N7 - Jamesa Vegę, nie była zbyt liczna, ale składała się z najtwardszych komandosów, których z ochotników wyselekcjonował major Coats. Ich zadaniem było wspomaganie siłą ogniową drużyny "Thessia". Obrona mostu była kluczowa, aby "Palaven" mógł wycofać się na czas i nie niepokoić się o swoje tyły. 


Drużyna "Kalros" - z Gruntem i Jack jako dowódcami - była najpotężniejsza i bardzo wszechstronna. W jej skład wchodziło wielu doświadczonych żołnierzy, utalentowani biotycy i kilku inżynierów. Ciężka broń, taka jak: wyrzutnie rakiet Kobra, mnóstwo różnego rodzaju granatów oraz przenośne stanowiska potężnych karabinów maszynowych. To wszystko miało im umożliwić atak na główne siły Żniwiarzy i związanie ich walką. Wszyscy wiedzieli, że "Kalros" poniesie najcięższe straty. Grunt ochoczo zgłosił się na dowódcę i nadał nazwę swojej grupie. Impet ich uderzenia miał zasugerować wrogom, że celem misji jest odbicie Vancouver. 

Ostatnią drużyną, od której zależało niezwykle wiele, była grupa "Rannoch" z Tali i Zaeedem. Mieli zdesantować się tuż przy centrali komunikacyjnej Żniwiarzy. Najemnik - wraz ze swoimi ludźmi - miał przebić się do budynku w możliwie najcichszy sposób. Musiał wybić załogę, nie dając im szans na ostrzeżenie innych. Potem do akcji miała wejść quarianka ze swoim zespołem inżynieryjnym. Musieli unieszkodliwić zautomatyzowaną obronę wroga, przeróżne wieżyczki i wszelkie inne środki obronne, które tylko zdołaliby odłączyć. Ułatwiłoby to zadanie pozostałym. Nadrzędnym celem grupy "Rannoch" było jednak zerwanie komunikacji między wojskami Żniwiarzy. Ruszali do walki kilka minut przed resztą. 

Operację Akuze z pokładu Normandii nadzorowali Samantha Traynor, Joker i major Coats. Tuż po wyłączeniu komunikacji przez Tali, mieli oni zlikwidować obronę przeciwlotniczą Vancouver, strzelając z działa Thanix. Nie wiedzieli, czy Żniwiarze z niej korzystają, ale pozostawienie takiej broni w rękach wroga byłoby czystą głupotą, która mogłaby kosztować życie wielu ludzi na pokładach promów. Poza tym zniszczenie tych dział z pewnością wzmoże we wrogu przekonanie, że celem misji jest frontalny atak na Vancouver. 

Niedługo mieli lądować. Słońce zachodziło. Operacja miała zacząć się o zmierzchu. Garrus spojrzał na swój oddział. Wszyscy siedzieli skoncentrowani. Nikt już nie rozmawiał. Kilku żołnierzy nerwowo podrygiwało nogami, niektórym trzęsły się dłonie, a inni z całych sił ściskali poręcze promu. 

Szeregowy Ramirez wyglądał inaczej niż zwykle. Kosmyk siwych włosów na prawej skroni to jedyne, co pozwoliłoby go teraz poznać Samarze, jeśli leciałaby tym samym promem. Swoją bezcenną kurtkę zostawił w domu zaprzyjaźnionej, londyńskiej rodziny. Oddychał powoli, wpatrzony w pokład Kodiaka. Ruszył na tę misję. Dla Sheparda. 


II

Major Coats zajął miejsce na prawo od Jokera, przechodząc ze swojego wózka na fotel, który kiedyś zajmowała EDI. Tuż za nimi, przy pulpicie komunikacyjnym, siedziała Traynor. Ustawili radio na ustaloną wcześniej częstotliwość i odezwali się: 
- Tu Normandia. "Rannoch", słyszycie mnie? - powiedział porucznik Moreau, wpatrując się w swój pulpit, błyszczący dziesiątkami różnych wskaźników. 



Cała trójka miała nadzorować komunikację między drużynami. Priorytetem była łączność z "Palavenem", który musiał wysłać dane Cerberusa niezwłocznie po ich skopiowaniu na datapad. Dopiero z Normandii można było je przekazać Mirandzie, która była już gotowa do rozpoczęcia ostatecznej operacji Sheparda w bunkrze pod Londynem. Wspomagali ją doktor Cole, doktor Archer oraz Karin Chakwas. 



- Tu "Rannoch". Słyszymy was głośno i wyraźnie - usłyszeli charakterystyczny głos Tali. - Właśnie podchodzimy do lądowania przy centrali komunikacyjnej wroga. Natychmiast po zakłóceniu ich łączności wyślę wam sygnał i będziecie mogli usmażyć te działa przeciwlotnicze. Zaeed już rusza - skończyła meldunek. 



Joker i Traynor popatrzyli na siebie. Zaczęło się - pomyśleli oboje, czując, że z emocji ściskają im się żołądki. 


.

Zaeed Massani wyskoczył z promu wraz z grupą ośmiu towarzyszy z czasów działania w grupie najemników - Błękitnych Słońc, której niegdyś przewodził. Byli zgraną drużyną, rozumieli się bez słów. Uzupełniał ich człowiek polecony przez kaprala Younga. Kiedy wszyscy byli jeszcze w Londynie, Vega spytał najemnika czy dadzą sobie radę z tym zadaniem. Może być tam sporo wrogów - mówił. Zaeed odrzekł mu, że każdy członek jego oddziału zabił więcej wrogów niż Vega zjadł kotletów. 



Dziesięcioosobowa grupa opuściła prom około dwustu metrów od centrali, aby mieć jak największe szanse na zaskoczenie wroga. Drużyna przemieszczała się bezszelestnie w stronę głównego wejścia. Zaeed szedł na przedzie. Dotarł do sporej skały, wyjrzał zza niej i uniósł rozłożoną dłoń, nakazując reszcie zatrzymanie się. Dwa kanibale na straży - pokazał gestami prawej dłoni. 



- Cholera, musimy urządzić rzeź już teraz - powiedział szeptem jeden z jego podkomendnych, świeżak zabrany z polecenia. 


Dowódca oddziału parsknął, a jego ludzie cicho się zaśmiali. 
- Patrz i ucz się - odrzekł lekceważąco Zaeed, po czym otworzył naramiennik i wyjął dwa noże. Wychylił się zza skały i w mgnieniu oka wyrzucił oba, zabijając wrogów na miejscu. Świeżak tylko uniósł brwi z wrażenia. Ruszyli dalej. 

Budynek był nieduży. Oddział zajął miejsca po obu stronach wejścia. Zaeed spojrzał w stronę skały, zza której niedawno zabił dwóch kanibali. Była tam już Tali wraz ze swoimi inżynierami. Oboje skinęli głowami, patrząc sobie w oczy. 
- "Niebiescy" na lewo, "czerwoni" na prawo. Zarąbać wszystko, co się tam rusza. Nie ma litości - wyszeptał agresywnie Massani, po czym wbiegł do budynku i ruszył na prawo, na czele "czerwonych". 

Tali usłyszała kilka serii wystrzałów, jakąś szamotaninę, dochodzącą ze środka budynku. Chwilę później na próg wyszedł Zaeed. Jego zbroja ociekała krwią, a z lufy broni wciąż unosił się lekki dym. Uśmiechał się na swój obrzydliwy sposób, dając do zrozumienia, że to nie jego krew. Quarianka wiedziała, że wykonał zadanie. Ruszyła biegiem, a za nią inżynierowie. 
- "Niebiescy" na zewnątrz, osłaniać nas. My pilnujemy naszych złotych rączek - wydał polecenie najemnik. 

Tali od razu zabrała się do pracy. Inżynierowie rozstawili niezbędny sprzęt i szykowali się do hakowania wszelkich metod komunikacji wroga. Wokoło były ciała dwóch grasantów i kilkunastu straszliwie zmasakrowanych kanibali. Dobrze się bawiłeś, Zaeed - pomyślała quarianka. Nie mieli dużo czasu. Kwestią kilku, może kilkunastu minut było przybycie Żniwiarzy w celu sprawdzenia, czemu ich "koledzy" się nie odzywają. 

- Skończyłam. Wszystkie wieżyczki i miny przeciwpiechotne powinny być odłączone - oznajmiła Tali, pytając od razu swoich podwładnych: - A wy? Skończyliście? 
- Jeszcze chwilka... Moment... Tak, szefowo. Sukinsyny nie mają już między sobą żadnej łączności radiowej! - krzyknął z radością jeden z jej ludzi. 

Tali włączyła swój omni klucz i wysłała do Normandii sygnał oznajmujący wykonanie zadania. Inżynierowie i grupa najemników Zaeeda pobiegli w stronę promu. Nie natknęli się na żadne siły wroga. Kiedy wsiadali do Kodiaków, usłyszeli potężną eksplozję, a potem drugą i trzecią. Tali zacisnęła pięść w geście triumfu. Działo Thanix właśnie usmażyło obronę przeciwlotniczą. Pozostałe drużyny mogły ruszać do natarcia. 


III

Promy z członkami grupy "Kalros" ruszyły do akcji od razu po usłyszeniu eksplozji. Wstępne skany okolic Vancouver wykazały, że główne siły wroga stacjonują nad zatoką False Creek i to właśnie tam udali się piloci. Po chwili żołnierze usłyszeli odgłosy wystrzałów i dźwięki kul trafiających w Kodiaki. Wiedzieli, że wielu z nich zginie. Mieli zdesantować się przy samym brzegu zatoki i ruszyć szturmem na pozycje wroga, zdobyć je, a w miarę możliwości opanować również kolejne stanowiska, by związać walką jak największe siły wroga. Po otrzymaniu sygnału, który potwierdzałby sukces "Palavenu", mieli wycofać się do promów i ewakuować się. 



Kodiaki wylądowały i otworzyły boczne drzwi. Stu pięćdziesięciu dzielnych marine ruszyło do szturmu przez plażę, a pozostali w promach żołnierze otworzyli ogień z działek przymocowanych do pokładów Kodiaków. Na niewielkim wzgórzu przed sobą widzieli kilkuset wrogów w popłochu zajmujących pozycje obronne. Udało się osiągnąć element zaskoczenia. Stanowiska wielkich karabinów maszynowych nie były jeszcze obsadzone. Grunt i wszyscy jego żołnierze pruli z broni szturmowej, strzelb i pistoletów maszynowych, nie zwracając uwagi na szukanie osłon. Po prostu biegli przed siebie. Chcieli wybić jak najwięcej wrogów, niwelując przewagę liczebną Żniwiarzy, zanim ci się zorganizują. W odległości około trzydziestu metrów widzieli wał ziemny, który był ich pierwszym celem. Stanowił pierwszą, dobrą osłonę. 



Kroganin dostrzegł kątem oka dwóch grasantów, biegnących co sił ku stanowisku wielkiego karabinu, który mógł zdziesiątkować napastników. 

- Zabić ich! Natychmiast! - krzyknął członek klanu Urdnotów, wskazując ich dłonią, ale żołnierze byli w amoku. Nacierali przed siebie i nie dostrzegli biegnących nieco z boku grasantów. 

Kilkanaście metrów od kroganina stała Jack, która jako jedyna usłyszała jego krzyk. Skupiła się i wyrzuciła z dłoni potężną, biotyczną falę uderzeniową, która wyryła w piasku kilkumetrowy rów i dotarła aż do miejsca, które wskazał towarzysz. Grasanci zostali rozerwani na strzępy. Grunt od razu zwołał kilku ludzi, z którymi ruszył w stronę stanowiska KM-u. Od razu po dobiegnięciu na miejsce żołnierze obrócili broń i otworzyli morderczy ogień. Po utracie kaemu Żniwiarze w popłochu wycofywali się za drugą linię obrony. Jack dostrzegała, że ta była już dobrze zorganizowana. Oddział dobiegł do niewielkiego wału ziemnego. 

- Cholera jasna. Dobrze poszło, ale musimy iść dalej. Widzisz ich umocnienia? Natarcia na drugą linię możemy nie przeżyć. Jakie mamy straty? - Jack zwróciła się do Grunta, opierając plecami o wał. Jej klatka piersiowa falowała w rytm przyspieszonych oddechów. 

- Kilkunastu zabitych i rannych. Niewielkie straty, jak na taką akcję, he, he - odparł młody kroganin, po czym krzyknął do reszty: - Ludzie! Wymienić pochłaniacze ciepła. Ranni wycofywać się do promów! Stanowisko kaemu, osłaniajcie nas. Odwagi! Za Sheparda! - wydarł się Grunt, po czym wybiegł zza wału i ruszył co sił w nogach w stronę drugiej linii umocnień wroga. Tuż za nim pobiegła Jack, a za nią runęło ławą ponad stu ludzi, krogan, turian i salarian. Wszyscy krzyczeli. Chwilę potem spadła na nich burza ognia z dziesiątek karabinów i granatów. 


IV

Oddziały "Thessia" i "Eden Prime" liczyły w sumie stu dwudziestu żołnierzy. Promy, na których pokładach byli, od razu po otrzymaniu sygnału ruszyły nad most, który był jedyną drogą do siedziby Przymierza. Stanowisko obrony miało być ustawione po stronie dalszej od archiwum i uniemożliwić Żniwiarzom przebicie się. Kilka chwil po nich, na stronie bliższej, miał wylądować oddział "Palaven". 



Od razu po dotarciu na most oddział biotyczny stawiał wielkie, potężne bariery, a podopieczni Williams i Vegi robili zwykłe osłony z tego, co tylko mieli pod ręką. Niewielkie auta, ławki, kosze na śmieci. Wszystko, co mogłoby stanowić jakąkolwiek przeszkodę dla kul. Na razie nie spotkali się z żadnym oporem, co bardzo im odpowiadało. 



- Grunt i Jack świetnie się spisują. Wszystkie siły odciągnięte - powiedziała Samara, spoglądając nad oddaloną o około dwa kilometry zatokę, z której dobiegały odgłosy zaciętej walki i unosiły się kłęby dymu. Co kilka chwil z oddali słychać było przytłumione huki licznych eksplozji. 

- Na razie odciągnięte, ale niedługo tu będą. Oni wykonują swoje zadanie. My musimy wykonać swoje - odpowiedziała Liara, koncentrując się i wspomagając swój oddział w stawianiu osłon. 


Ashley Williams, zadowolona z wyglądu prowizorycznych umocnień, odezwała się przez omni klucz: 
- Jesteśmy gotowi na wasze przybycie, "Palaven", ruszajcie do akcji! - zakomunikowała Garrusowi. 

Kilkadziesiąt sekund później, po drugiej stronie mostu, pojawiły się promy, z których zrzucono liny. Na nich schodziło w dół stu żołnierzy. Od razu potem ruszali w stronę kompleksu Przymierza. Dzieliło ich od niego zaledwie dwieście metrów. 

Garrus i Javik przystanęli na chwilę. Bez słowa patrzyli się na towarzyszy po przeciwnej stronie. Wymiana spojrzeń trwała kilka sekund. Zaraz potem proteanin i turianin dołączyli do Younga i objęli dowództwo nad swoimi drużynami. Ruszyli w stronę niewielkiego placu, który oddzielał ich od celu. 

Kilkanaście sekund później na osłony biotyczne "Thessi" ruszyło kilka pustoszycieli - zmutowanych raknii, wielu grasantów i kanibale wspomagane przez zombie. James Vega, Ashley Williams, Samara oraz Liara walczyli, aby dać Garrusowi jak najwięcej czasu na pozyskanie danych. 


V

Już na placu zaatakowały ich zmutowane raknii oraz rzesza zombie. 

- Strzelajcie do zombie. Ja i Javik zajmiemy się pustoszycielami - wydał rozkaz Garrus. 



On i proteanin wiedzieli, jak zabijać zmutowane raknii. Celowali tylko i wyłącznie w głowę, a przynajmniej w coś, co głowę przypominało. Trafienie w "worki" na ciele potwora spowodowałoby uwolnienie od kilku do kilkunastu niezwykle nieprzyjemnych małych, cybernetycznych stworów. Pustoszyciele padły po kilku strzałach. Żołnierze byli zdumieni. Gdy wojna trwała w najlepsze, oni męczyli się z tymi koszmarami przez kilka minut, tracąc przy tym wielu kolegów. Teraz odczuwali dumę z tego, że walczą u boku takich wojowników. 



Zombie zabito bez większych problemów. Plac został opanowany. 
- Young, ty i twój oddział macie ustawić tu jak najmocniejszą obronę i nie dać się przejść, jeśli padnie most. Choćby nie wiem co, żaden Żniwiarz nie może tędy przejść - stanowczo powiedział Garrus, opierając dłoń na ramieniu kaprala i patrząc mu głęboko w oczy. 
- Tak jest! - krzyknął Young. Kiedy pozostałe drużyny ruszyły do środka kompleksu, kapral wyjął zza pancerza wisiorek z krzyżykiem i pocałował go, przeżegnując się. 


.

Drużyny Garrusa i Javika - łącznie czterdziestu ludzi - weszły szturmem do archiwów. Celem była główna sala i pakiet danych zarekwirowanych Cerberusowi. Do pobocznych sal żołnierze wrzucali granaty, po czym wkraczali do środka i rozstrzeliwali przeciwników, którzy przetrwali eksplozje. Po upewnieniu się, że pomieszczenie jest czyste, atakujący wracali na korytarz i szli dalej. Nagle - z sufitu - spadło kilka krat wentylacyjnych. Na żołnierzy zeskoczyło kilkanaście zombie, wgryzając się w ich szyje i rozszarpując tętnice. Kilku marine nie wytrzymało napięcia i zaczęło strzelać do swoich, wciąż żywych ludzi, którzy zmagali się z wrogiem. Po kilku chwilach wszystko ucichło. W korytarzu poległo jedenastu żołnierzy. Nie mogli się zatrzymywać. 



W końcu dotarli do wielkich, zamkniętych drzwi. Inżynier z oddziału Garrusa podszedł, włączył omni klucz i po kilku kliknięciach drzwi otworzyły się. Oczom wszystkich ukazały się dwa brutale na głównej sali. Wielkie stwory, które budziły przerażenie we wszystkich atakujących. Poza dwoma. 



- Wiemy, jak z nimi walczyć. Są tylko dwa. Rozbiegnijcie się we wszystkie strony i cały czas zmieniajcie pozycje. Nie strzelajcie, bo znowu zginie ktoś z nas. W takim zamieszaniu nietrudno o zbłąkaną kulę - rozkazał Javik. 



Żołnierze byli przerażeni. Tylko dwa brutale?! Tylko?! Rozbiec się i nie strzelać?! Przecież ten, na kogo brutale ruszą ma przechlapane. Javik dotknął ramienia jednego ze swoich podkomendnych, odczytał jego myśli i odpowiedział: 
- Tak, dwóch zapewne zginie. Jeśli wszyscy się rozbiegniecie, to jest szansa, że tylko dwóch. 

Garrus zobaczył, że po słowach proteanina strach opanowuje głowy żołnierzy. Powiedział: 
- Bądźcie szybcy, zwinni i unikajcie ich łap. Brutale podczas szturmu spuszczają głowę w dół. To czas na zmienienie pozycji i ocalenie życia. Ruszajcie! - zakończył krzykiem. 

Dwudziestu kilku żołnierzy ruszyło sprintem na wszystkie strony pomieszczenia, aby zmylić brutali. Prawie wszyscy rzucili broń, w końcu mieli nie strzelać. Broń byłaby zbędnym balastem. Javik powolnym krokiem szedł przy samej ścianie. Nie chciał być dostrzeżony. Planował zaatakować jednego z wrogów od tyłu. Garrus wyjął zza pleców karabin snajperski i czekał na dogodny moment. Zamierzał celować w serca. Nie było innego wyjścia. 

Brutale biegały od jednego żołnierza do drugiego, coraz bardziej rozjuszone. Garrus oddawał strzał co kilka sekund, ale nie mógł trafić w serce niezwykle ruchomego celu. Przeciwnik podczas szturmowania nachylał się do przodu, co uniemożliwiało czysty strzał. W końcu jeden z przeciwników złapał najbliższego żołnierza w obie dłonie i zmiażdżył na oczach reszty. Turianin przysiągłby, że Żniwiarzowi sprawiło to radość. Javik wykorzystał ten moment i ruszył spod ściany. Biegnąc, wskoczył na brutala i uczepił się jego pleców. Ten chciał go ściągnąć, uniósł ręce do góry, próbując sięgnąć za siebie i zrzucić napastnika. Zupełnie odsłonił korpus. Garrus tylko na to czekał. Oddał dwa strzały. Oba serca zostały przebite na wylot. Brutal padł. 

Drugi z nich złapał jednego z żołnierzy Przymierza, rzucił go na ziemię i zadawał decydujący cios. Po chwili zamarł w bezruchu. Garrus i Javik biegli co sił w nogach, ale ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu usłyszeli: 
- No, kurwa mać... Wiedziałem, że tak będzie... - mówił spanikowany głos, dobiegający spod brutala. 

Stwór Żniwiarzy był martwy. Kilku ludzi z oddziału zdjęło go ze swojego kolegi. Żołnierz był cały obryzgany krwią wroga, ale żył. Nie był nawet ranny. Na jego przedramieniu wciąż świeciło omni ostrze, którym najwidoczniej przebił serca. 
- Miałeś niezłego farta, szeregowy Ramirez - powiedział zdumiony Garrus. 
Javik pomógł żołnierzowi wstać, a Garrus niezwłocznie podszedł do głównej konsoli archiwów. Wyjął zza pleców datapad... 


VI

W podlondyńskim bunkrze panowała niesamowicie napięta atmosfera. Kilkanaście osób w białych kitlach i z maskami na twarzach krzątało się po sali operacyjnej, nie mogąc znaleźć niczego do roboty. Czegoś, co zabiłoby czas. Wszystko było już gotowe. Wszystkie narzędzia zdezynfekowane kilkukrotnie. Absolutnie wszystko dopięte było na ostatni guzik. Komandor Shepard leżał na brzuchu na stole operacyjnym, a jego ciało wyglądało coraz gorzej. Było szalenie gorące. Jeśli komandor byłby przytomny, z pewnością krzyczałby z bólu w niebogłosy, ponieważ implanty rozsadzały go od środka. Wszystkie blizny, które Miranda pamiętała z projektu Łazarz, odnowiły się i zapłonęły ognistą czerwienią. Ciało pacjenta obłożono workami pełnymi lodu, aby chociaż trochę obniżyć temperaturę. Lód topił się w ciągu kilku minut, więc musiał być wymieniany co kilka chwil. 



Doktor Gavin Archer stabilizował stan komandora, używając do tego danych z datapada Cole. Wprowadzał różne dawki wielu medykamentów. Karin Chakwas siedziała na krześle tuż przy Shepardzie. Trzymała w dłoni niewielki, wilgotny ręcznik i przykładała go do jego czoła, wycierając liczne stróżki potu niczym matka, czuwająca nad umierającym dzieckiem. 



Wszyscy wiedzieli, że Operacja Akuze trwa od kilku minut. Czekali, bo nic innego robić nie mogli. Czekali, aż wreszcie zapali się lampka, oznaczająca otrzymanie wiadomości zawierającej dane, które mogły pomóc im uratować Sheparda. Pierwszym świadomym tego faktu byłby Archer. To on miał dać znak do rozpoczęcia operacji. Doktor Brynn Cole spojrzała na monitory, które ukazywały obraz kamer umieszczonych przy wejściu do bunkra. 


- Mirando, zobacz... Skąd oni wiedzieli? - powiedziała ściszonym głosem. 

Była członkini Cerberusa - Miranda Lawson - podeszła do monitora i spojrzała na ekran. Przed wejściem do bunkra stało dwóch uzbrojonych żołnierzy. Przed nimi zebrał się liczny tłum. Ludzie dowiedzieli się, że to tu i teraz rozstrzygają się losy Johna Sheparda, człowieka - legendy. Wielu z zebranych klęczało w grupach, modląc się w ciszy, niektórzy rzucali kwiaty pod stopy wartowników. Inni po prostu stali, byli. Przed bunkrem zapłonęły dziesiątki świec, symbolu nadziei i życia. Z każdą minutą było ich coraz więcej. 

Z każdą sekundą komandor był coraz bliżej śmierci... Implanty w stawach i kręgosłupie zabijały go. 

Miranda rozpłakała się. 


.

- Jest! Jest! Jasna cholera, jest! Wysłali! - wydzierał się Archer. Szybko wsunął datapad do komputera i przekopiował niezbędne kody. Podbiegł do konsoli ustawionej tuż przy Shepardzie. 



Miranda, Brynn i doktor Chakwas chwyciły za skalpele. Cole miała usunąć implanty ze stawów łokciowych, Chakwas z kolanowych. Potem miały pomóc Lawson z kręgosłupem. Archer wysłał skopiowane kody do pozostałych w ciele komandora implantów. Zareagowały. Zaczął się nagły rozpad. Operacja rozpoczęła się. 



- Ach... Stawy łokciowe są w strasznym stanie - powiedziała Cole. 

- Rób, co możesz! - krzyknęła Chakwas, wyjmując duży implant z kolana komandora. W jego miejsce asystenci od razu wkładali organiczne elementy, wzbogacone o zwykłe, metalowe śruby. 

Miranda walczyła z najpoważniejszym zadaniem. Operowała kręgosłup. To była najtrudniejsza operacja w jej życiu. Nagle puls komandora szalenie przyspieszył. 
- Stabilizuj, Archer! - krzyknęła Lawson. - Błagam, stabilizuj! 

Serce Sheparda zatrzymało się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz