wtorek, 27 maja 2014

TES - "Taki Los" - odcinek VII

TAKI LOS
ODCINEK VII

POJEDYNEK

 


Odcinek - Poprzedni - Następny



I

Bosmer otworzył powieki, słońce raziło jego odzwyczajone od światła oczy. Skrzywił twarz w grymasie i ziewnął przeciągle. Delikatnie przyłożył nos do włosów czarodziejki, która spała przy nim. Delektował się jej zapachem. Czuł wzbogaconą kwiatami woń rosy. Położył się tuż za nią i mocno objął, nakrywając oboje niedźwiedzią skórą. Czuł, że po ciele dziewczyny przechodzą dreszcze. Obudziła się, drżała.
- Mmm... Endoriil. Słońce już wzeszło? - powiedziała, kołysząc delikatnie biodrami, by przybliżyć się do niego, co sprawiło, że ich ciała były splecione w jedno. - Powinieneś wszystkich obudzić. Co jest z Ri? Przecież zawsze robi nam pobudkę...

Elf uniósł głowę i rozejrzał się. Wczoraj wyruszyli z Falkreath. W drodze do Whiterun miał ich czekać jeden, góra dwa noclegi. Tak przynajmniej mówił Ri, ale zakładał, że będą wstawać bladym świtem. Poprzedniego wieczoru kompania postanowiła jednak wypić ostatnie pięć butelek wina, które zostały im z pamiętnej wizyty w karczmie "Pod Podmokłym Prosiakiem" w Septimii. Adan i Wesley spali teraz pod plandeką na jednym z wozów. Grubszy z braci donośnie chrapał. Czuły słuch Bosmera zdołał uchwycić też zabawny świst wydobywający się z ust Adana. Bez wątpienia powodem owego świszczenia były poważne braki w uzębieniu krnąbrnego blondyna - pamiątka z walki z khajiickim mordercą półtora tygodnia wcześniej. Na drugim wozie słodko drzemali Siwy i Ri' Baadar. Ten drugi zwinął się w kłębek, typowo po kociemu. Endoriil uśmiechnął się na ten widok.
- Endoriil... - zaspanym głosem powiedziała Luna. - No to wstajemy?
Powoli podniosła się z ziemi wyłożonej wilczymi skórami. Wyprężyła swoje drobne ciało, przeciągając się, wykonała kilka podskoków, by się rozruszać. Wzięła kilka głębokich wdechów i zaczęła zbierać skóry z ziemi, gdy tylko Bosmer wstał. Podszedł do najbliższego drzewa, zwiesił głowę, skrzyżował ręce i westchnął głęboko.
- Co jest, długouchy? Pomógłbyś damie - powiedziała, uśmiechając się przy tym zalotnie. Nie odpowiedział tym samym. Oparł głowę o drzewo i wodził oczami po okolicy, obserwując obozowisko. Domyśliła się, co mu chodzi po głowie, przynajmniej w części. - Sny? Ciągle cię męczą?
- Yhm. - Kiwnął głową twierdząco. - Teraz to nawet bardziej frustrujące. Budzę się zlany potem, z gorączką, ale... nie mogę sobie przypomnieć, co mi się przed chwilą śniło. Czy te sny naprawdę mogą coś znaczyć?
- Moja mama mówiła, że sny zawsze coś znaczą - powiedziała, podchodząc do niego. Wyciągnęła swoje smukłe dłonie i przyłożyła je do policzków elfa. Nagle pocałowała go w nos i roześmiała się. Uśmiech promieniował z jej ust i błękitnych oczu. Była piękna. Taka naturalna i dziewczęca. Tym razem odpowiedział tym samym. Od razu dodała: - Moja mama była bardzo mądrą kobietą. Odziedziczyłam to po niej.

Po przypadkowym spotkaniu smoka Odahviinga i Dovahkiina, Endoriil spytał się tego drugiego, co znaczą słowa, które wypowiedziała bestia. Gdy bohater Skyrim przełożył mu je, okazało się, że mają zadziwiająco duży związek ze snami, które dręczyły elfa. Bosmer poprosił Smocze Dziecię o spotkanie z tą mityczną istotą, ale heros odmówił. Smok to nie pies - mówił. Jeśli będzie chciał, to przyleci, a jeśli nie... To po prostu nie. Jedyne, co udało się osiągnąć elfowi, to obietnica, że przy następnym spotkaniu Dovahkiina ze smokiem, Nord przekaże prośbę. Człowiek szczerze ostrzegał, że mogą minąć tygodnie, a nawet miesiące. To nie był jednak jedyny powód dołujący Endoriila.
- Słuchaj... - zaczął i położył dłonie na jej złotych włosach. Już od kilku dni przymierzał się do tej rozmowy, ale rozmyślania nic nie pomogły. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to dotrą do Whiterun jeszcze dziś. To oznaczałoby koniec wspólnej drogi. Luna miała ruszyć dalej, do Akademii Magów w Winterhold, daleko na północy. Znali się niecałe dwa tygodnie, ale Endoriil nie chciał się rozstawać. Luna wydawała mu się wyjątkowa. Od czasu, gdy poznali się na jarmarku w Septimii, spędzili razem kilka upojnych nocy. Ale to nie noce były tym, co było dla niego wyjątkowe. Bywał już z kobietami, dzielił z nimi łoże, ale najwspanialsze były wspólne dni z Luną. Rozmowy o wszystkim i o niczym, wzajemne zainteresowanie i szacunek, uśmiechy, dotyk, zapach. Najzwyczajniejsze leżenie w świetle księżyca, kiedy byli w siebie wtuleni, nieco odurzeni winem. Zachowywali się jak para i dla reszty grupy oczywistym było, że są razem. Elf nie chciał, żeby ten krótki związek skończył się, gdy magiczka wyjedzie dalej na północ. Ale co miał zaproponować? Przecież on do Akademii Magów nie pojedzie, bo się po prostu nie nadaje. Z jego umiejętności zauraczania zwierząt, i to słabo opanowanej, zapewne by się tam śmiali, do rozpuku. Wymyślił sobie, że będą pisać do siebie listy i odwiedzać od czasu do czasu. Nie wiedział tylko, co o tym myśli Luna. W końcu odważył się na rozmowę.
- Co będzie dalej? Jak już pojedziesz do Akademii...
- Zostanę czarodziejką, mój drogi - uśmiechnęła się, tym razem inaczej, kącikiem ust. Zorientowała się, o co ją pyta, ale nie potrafiła odpowiedzieć.
- Tak, wiem, że zostaniesz. Życzę ci tego z całego serca, piękna. - Wciąż gładził palcami jej włosy. - Ale pytam, co wtedy będzie z nami?
Teraz Luna spuściła głowę. Jacy ci mężczyźni niedomyślni - pomyślała. Sądziła, że jej poprzednia odpowiedź była skutecznym unikiem, który odwlecze tę konwersację aż do czasu, gdy dotrą do Whiterun. Była świadoma tego, że powinni porozmawiać, ale czuła się z tym nieswojo, więc wolała odłożyć sprawę w czasie. Elf oczekiwał szczerości. Zdążyła go poznać podczas wielu rozmów na przeróżne tematy i wiedziała, że w gruncie rzeczy jest on osobą prostą, poczciwą i dobrą. Wydawało jej się, że dorastanie w lasach Valenwood sprawiło, że jest jakby nieskażony złem tego świata. Świata złego, bezlitosnego i nie wybaczającego błędów. Chciała udzielić mu odpowiedzi, ale nie miała pojęcia jakiej. Z jednej strony nie miała zamiaru świadomie kończyć tego, co kwitło między nimi, z drugiej jednak doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że szkolenie w Akademii to wiele wyrzeczeń i spędzanie czasu niemal wyłącznie w twierdzy magów, przynajmniej przez pierwszy rok, bądź nawet kilka lat. Utrzymanie związku uczuciowego z kimkolwiek uważała w takiej sytuacji za nierealne.
- Ja... Nie wiem. Musimy ruszać - powiedziała cicho. Chwilę później odwróciła się od Endoriila, podeszła do Adana i Wesleya i krzyknęła im prosto do uszu: - Halo! Halo! Pobudka, śpiochy!
Bosmer westchnął, spuściwszy głowę.

II

Po wybrukowanej dróżce sunęły powoli dwa wozy z pięciorgiem pasażerów. Podróż trwała już dwie godziny. Pasażerowie na obu wozach nie byli skorzy do rozmowy. Cała szóstka co parę chwil sięgała po manierki ze źródlaną wodą i popijała łapczywie. Podjeżdżali właśnie pod niewielkie wzgórze. Ri' Baadar rozglądał się po okolicy i kontynuował swoje zapiski w notatniku. Jego dzieło było coraz obszerniejsze. Na razie były to głównie opisy krajobrazu, ale sednem jego pracy miały być badania i obserwacja flory i fauny Skyrim, za które zamierzał się wziąć po załatwieniu sprawy ze swoim drogocennym ładunkiem. Wozy prowadzone były przez Adana i Wesleya, który czuł się już zdecydowanie lepiej niż w Falkreath. Ich ojciec jednak wciąż był blady i osłabiony. Zaczęli się obawiać, że rana, którą odniósł w jaskini na Moczarach Arven, była poważniejsza niż sądzili i wyrządziła stałe szkody. Coraz bardziej prawdopodobnym stawało się to, że Siwy nigdy nie odzyska pełnej sprawności. Teraz spał, tak samo jak pół poprzedniego dnia. Codziennie wyglądał gorzej, mało się ruszał, a jego zaawansowany wiek spowalniał gojenie się ran.

Słońce dość śmiało wyglądało zza chmur. Zieleń równiny kontrastowała ze śniegiem zalegającym na wzgórzach. Bosmer nigdy nie widział czegoś takiego. Mozaika kolorów cieszyła jego oko. Wysokie góry, przez które przeprawiali się dwa dni wcześniej, nagle przestały być przerażające i zimne. Teraz wydawały się majestatyczne i przecudne. Śnieg skrzył się w oddali w promieniach słońca, momentami rażąc oczy podróżnych. Endoriil musiał przyznać, że świat poza Valenwood miał swój urok. Nie był to pierwszy raz, kiedy zapierało mu dech w piersiach.
- Ejże. - Adan, powożący pierwszy wóz, wyostrzył wzrok, marszcząc przy tym brwi. Patrzył przed siebie. - Ejże, toż to nasz znajomy z Falkreath przy drodze stoi.

Kompania podjechała do Norda siedzącego na niedużym głazie. Pośrodku drogi stał jego pozbawiony jednego koła wóz. Leżało ono dwa metry obok. W okolicy nie było żadnego konia. Na tyle pojazdu było kilkanaście pełnych worków, oraz kilka beczek. Człowiek ze spokojem popijał miód i obserwował podróżników. Był to Faridon, którego grupa poznała dwa dni wcześniej.
- No, proszę - powiedział, zatykając korkiem butelkę z miodem. - Kogo to Talos przyniósł. Witajcie ponownie. Z niebaście mi spadli.
Endoriil i Adan zeskoczyli ze swoich wozów, podchodząc bliżej. Blondyn przyjrzał się kołu - było połamane, zupełnie nie nadawało się do naprawy. Elf podszedł do Norda.
- Faridon, tak? - spytał.
- Tak. A ty jesteś Endoriil, wraz ze swoją radosną, kolorową gromadką. Słuchajcie, koń mi zwiał, w potrzebie jestem.
- Nie przypominam sobie, żebym podawał ci imię.
- Bo nie podawałeś - Faridon zaśmiał się swoim niskim głosem. Nie wydawał się agresywny, chociaż tatuaże na jego skroniach nadawały mu właśnie taki wyraz twarzy. - Mówiłem, że mamy wspólnego znajomego.
- Skoro już na siebie wpadliśmy, to może powiesz, kim jest ten znajomy?
- Powiem, powiem, ale trochę później. Podwieziecie potrzebującego do Whiterun? Razem z całym ładunkiem, oczywiście.
- A co my z tego będziemy mieli? - powiedział Adan, stając obok Bosmera.
- Moją wdzięczność. Czy to wam nie wystarczy?
Endoriil zawiesił wzrok na pięknym, pozłacanym łuku Faridona, który wystawał zza pleców, tuż obok kołczana, bardzo praktycznej rzeczy, której elfowi brakowało.
- O nie, nie, Bosmerze. - Nord kiwał głową z lewej na prawą, dostrzegając zainteresowanie rozmówcy. - Tego nie dostaniesz. Chociaż... Dobra, może zrobimy mały konkurs. Lubię konkursy, lubię drobny hazard. Strzelanie z łuku, ja i ty. Jak wygrasz, dostaniesz mój kołczan, a jak wygram ja, to podwozicie mnie z uśmiechami na waszych imigranckich ustach. W zamian dostajecie wspomnianą już wdzięczność, a to rzecz bezcenna.

Faridon czuł się pewnie. Był jednym z najlepszych łuczników w Skyrim. Podczas wojny domowej zyskał uznanie jako wojownik używający łuku w walce dystansowej. W bezpośredniej korzystał z miecza i tarczy. Słyszał legendy o celności Bosmerów. Postanowił je sprawdzić.
- W co strzelamy? - pytał elf. - I z czego? Obaj z twojego łuku, mam nadzieję. To, co ja mam, nie nadaje się do konkursów.
- Bosmerze, każdy strzela ze swojej broni - zdecydowanym głosem odpowiedział Nord, wywołując pełne wyrzutu spojrzenie rozmówcy. - A strzelamy do... Patrz, tam, na dół. - Wyciągnął dłoń, wskazując gałąź, na której wisiał obfity ul pełen pszczół. - Dość daleko. Powiedziałbym, że to jakieś...
- Pięćdziesiąt metrów - dokończył Endoriil. Szybkim krokiem podszedł do wozu i odebrał z rąk Luny swoją broń, która w porównaniu z ozdobnym arcydziełem w dłoniach Faridona, prezentowała się jak błotna Septimia przy świątecznej Laanterii.
- Ha, no to podziwiamy. To powinno być niezłe widowisko - powiedziała Luna i usiadła na krawędzi wozu. Chwilę później dołączył do niej Adan. Zaspany Wesley również skierował wzrok w stronę ula. Ri' Baadar zaczął szkicować scenę pojedynku elfa z Nordem w swoim zeszycie. Nie uważał się za mistrza rysunku, ale zawsze twierdził, że to trening czyni mistrza, więc próbował przelać na papier to, co widział.

Pierwszy strzelał Faridon. Wyciągnął strzałę z kołczana, naciągnął cięciwę i wystrzelił, nie czekając. Pocisk przeszył ul na wylot, a rozzłoszczone pszczoły wyleciały całą gromadą i krążyły wokoło drzewa, bzycząc zaciekle i szukając winowajcy.
- Ho, ho. Elfiku, pamiętaj, repreres... reprezente... Ech, cholera. No, dla nas traf! - krzyknął Adan. - Zdaje mi się, że godnego rywala znalazłeś.
Endoriil nie skomentował. Chwycił strzałę, naciągnął cięciwę. Jego wątpliwej jakości łuk trzeszczał jak nienaoliwione drzwi. Zmrużył lewe oko. Cięciwa była naciągnięta już parę sekund, co wymagało bardzo dużej siły ramion. Ale Bosmer nie czuł bólu. Strzelał z łuku praktycznie od kiedy nauczył się chodzić, a z biegiem lat został jednym z najlepszych myśliwych Woodmer. Zdaniem wielu pobratymców ustępował jedynie dowódcy, a zarazem swojemu przyjacielowi, Halenowi. Teraz jednak, w chwili, gdy mierzył do trzęsącego się ula pełnego rozzłoszczonych pszczół, nie myślał o niczym, koncentrował się. W końcu wypuścił strzałę, która sekundę później wylądowała tuż obok pocisku konkurenta, przebijając siedlisko pszczół dokładnie w ten sam sposób.
- Chyba pora stawkę podnieść - powiedział Ri' Baadar, unosząc głowę znad zeszytu. - On sugeruje, żeby Nord łuk swój postawił.
- Ha - Faridon prychnął - bez przesady. Stawka pozostaje ta sama. Na taki łuk trzeba sobie zasłużyć. Byle przybłęda go nie dostanie.
- Strzelasz ze świetnej broni - włączyła się Luna - a ten przybłęda strzela ze spróchniałego drewna. Chciałabym nieśmiało zauważyć, że rezultaty macie takie same.
- Lis! - krzyknął Wesley i wskazywał rękoma cel. - Lis! Tam biegnie!
- To jakieś - Endoriil uważnie się przypatrzył - sto, może sto dwadzieścia. Twoja kolej, Faridon.

Nord zamierzył się bez słowa. Przyłożył naciągniętą cięciwę do policzka, ale lis się ruszał. Drobił małymi kroczkami w stronę niewielkiej kałuży, z której zapewne zamierzał się napić. Faridon celował, ale co chwilę musiał zmieniać nachylenie łuku, bo lis kluczył, to na prawo, to na lewo. Trwało to już na tyle długo, że mięśnie ramion zaczęły mu drżeć, a cięciwa odciskała się na policzku. W końcu wypuścił strzałę. Wszyscy z zapartym tchem śledzili jej lot. Trafił, ale nie tak, jak zamierzał. Pocisk trafił w lewą, przednia łapę. Zwierzę pisnęło z bólu i czmychnęło za skały, kulejąc i zostawiając za sobą krwawy ślad. Faridon odetchnął. Zachwycony Wesley bił brawo, a jego pucołowate policzki zaokrągliły się jeszcze bardziej. Adan spojrzał na niego z ukosa.
- Kibicuj naszemu, bracie... - Po chwili zwrócił się do łuczników: - Lis czmychnął. To jak rozstrzygniemy konkurs?
Endoriil rozejrzał się po okolicy. Zobaczył szybującego po niebie ptaka, z wyglądu przypominającego sokoła. Kiwnął głową w jego stronę i powiedział do Faridona.
- Tamten ptak.
- Oszalałeś - odrzekł mu Nord i oszacował odległość. Ptak znajdował się około dwadzieścia  metrów dalej niż lis, na wysokości kilkunastu metrów. Ri uśmiechnął się i stawiał kolejne kreski na swoim malowidle. Wesley oparł brodę na bocznej ścianie wozu i obserwował. Wszyscy czekali na strzał.
Endoriil nie słuchał Faridona, nie słuchał teraz niczego. Skupił się, naciągając cięciwę i przyłożył ją do policzka. Próbował wyczuć wiatr, jego siłę i prędkość. Ptak leciał w sposób trudny do przewidzenia. Co kilka chwil robił nawrót, wykonywał delikatne skręty. Strzał był trudny, ale nie niemożliwy. Faridon obserwował elfa. Czy on naprawdę chce ubić go z takiej odległości? - myślał. Elf celował już dłużej niż on sam. Krwawy ślad pojawił się na jego prawym policzku, marnej jakości cięciwa delikatnie rozcięła skórę Bosmera. Mięśnie ramion jednak zdawały się nie odczuwać zmęczenia. Strużka potu ściekała po skroni strzelca. Endoriil oblizał górną wargę i chwilę potem zwolnił cięciwę. Ptak został nadziany na strzałę w locie, gubiąc kilka piór przy uderzeniu. Momentalnie spadł na ziemię, niczym kamień.
- Ha, ha! Ha! - Adan wyskoczył z wozu i krzyczał z radości. - Ha, ha! Ha! I co, panie Nordzie? I co? Przegrało się z przybłędą? I to taką, co z próchna byle jakiego strzelała, jak to mówiła magiczka nasza!
Wesley bił brawo, a Luna śmiała się radośnie. Faridon chciał podejść do elfa, ale ten ruszył w stronę ptaka. Nord podbiegł kilka metrów i dotrzymywał mu kroku. Przez parę chwil szli w milczeniu, ramię w ramię.
- Niesamowite - odezwał się w końcu przegrany, a wyraz jego twarzy wyrażał absolutne zdziwienie. - Powiedz, każdy Bosmer tak strzela?
- Nie, nie każdy, Faridonie.
- Khaz' mir miał rację co do ciebie.
Powiedział to, kiedy byli już przy ptaku, który, jak dostrzegł Nord, konał właśnie na ziemi. Endoriil usłyszał imię khajiickiego zabójcy i spojrzał gniewnie na rozmówcę.
- Poczekaj moment - wycedził.
Faridon zdziwił się. Elf przyklęknął przy swojej ofierze, wyciągnął zza paska wojenny topór jednoręczny. Chwycił ptaka za dziób, przysłaniając mu oczy i dobił go, nie brutalnie, a wręcz z gracją. Potem złożył dłonie i wyszeptał kilka słów w języku, którego Nord nie znał. Wiedział jednak, że Bosmerowie mają przeróżne zwyczaje i przyjął, że to jest jeden z nich. W międzyczasie Adan i Wesley przeładowali towary Faridona na wozy i przyszykowali grupę do dalszej drogi.

III

- Znasz Khaz' mira, tego Khajiita-zabójcę? - spytał Endoriil, siedząc na tyle wozu razem z Faridonem. Powoził Ri, przy okazji słuchając rozmowy. Na drugim wozie była pozostała trójka.
- Tak - odrzekł Faridon - to od niego wiedziałem, że nadciągacie. Tak naprawdę, to w Falkreath wyszedłem wam na spotkanie. Mam całkiem konkretne opisy całej waszej grupy.
- Po jaką cholerę ci nasze opisy?
- Nie powiedziałem wam w Falkreath całej prawdy. Skoro już los nas ze sobą zetknął wcześniej niż zamierzałem, to nie będę mu się przeciwstawiał. Powiem tu, czy dopiero w Whiterun, co za różnica. Pracuję dla Jarla Vignara, rządzącego Whiterun. Robię to dość... hm... nieoficjalnie. Znaczy się, że nie ma mnie w rozliczeniach budżetowych i innych takich biurokratycznych bzdurach. Mogę się zatem zajmować różnymi sprawami, również takimi, które często nie powinny wychodzić na światło dzienne.
- No to pracujesz dla władzy i nie pracujesz? - Endoriil próbował powiązać fakty. - A skąd znasz tego Khaz' mira? Przecież to jakiś oprych i to z Mrocznego Bractwa. Nawet u nas, w Valenwood, słyszeliśmy o nich opowieści.
- Mówiłeś, że jeździsz po Skyrim i robisz porządek - wtrącił się Ri. - On podejrzewał, że coś więcej się za tym kryje.
- Czekaj, czekaj, Khajiicie. Do ciebie za momencik dojdziemy. - Ri prychnął z dezaprobatą. Faridon kontynuował: - Khaz' mir nie jest członkiem Bractwa już od jakiegoś czasu. Powiedzmy, że miał z nimi kilka nieporozumień, w wyniku których raczej ich unika. Oni jego też, bo wiedzą, co potrafi i dobrze znają jego żądzę krwi. Tak się składa, że śledzę was od czasu, gdy odwiedziliście Octaviusa w Laanterii. Wiem też, co wieziecie.
Ri odwrócił się gwałtownie i pokazał kły, a przynajmniej to, co mu z nich zostało po ostatnich przygodach. Zaczął poważnie obawiać się o los swojego ładunku.
- Spokojnie, kocie, spokojnie - Faridon podniósł w górę obie ręce, jakby poddając się. - Chcę ci pomóc.
- On wątpi jakoś. Twój Khajiit prawie zamordował wszystkich nas. Jak wytłumaczysz to?
- To niefortunny zbieg okoliczności. Khaz' mir działa jako wolny strzelec. Dostaje zlecenia i wykonuje je, a ja i mój mocodawca nie wnikamy w to, kto za jego sprawą znika i za ile. Oczywiście, dopóki nie wkracza na teren naszej równiny. W zamian za odpowiednio ciężkie sakiewki robi też za nasze oczy.
- Za szpiega pospolitego robi, znaczy się - poprawił Ri.
- Oczy, szpieg. Nieważne. Zwał jak zwał. W każdym razie Octavius dał mu na was zlecenie. Głupio zrobił, bo Khaz' mir, mimo że wygląda na typa bez jakichkolwiek zasad, to jednak dwie zasady ma...
- Tak, tak - Endoriil doskonale pamiętał obie zasady. - No i co w związku z tym?
- Mam propozycję dla was obu. Ri, słuchaj. Obaj doskonale wiemy, że to, co wieziesz, możesz sprzedać w Skyrim tylko w jednym miejscu, w Akademii Magów.
- Może ty mi powiesz, co on w końcu wiezie? - zainteresował się Bosmer.
- Nie wiesz? - zdziwienie Faridona było łatwo dostrzegalne. - Serio nie wiesz, na czym siedzisz?
- Do Akademii on jedzie właśnie - odrzekł Ri, nie czekając na odpowiedź elfa. Mocno się niepokoił. Nie płacił swoim kompanom od tygodnia. Nie dał im nic. Podróż miała skończyć się w Whiterun. Tam Ri' Baadar zamierzał zdobyć fundusze, którymi sfinansowałby drogę do Winterhold. Nie wiedział tylko, jak miałby to zrobić. - Khaz' mir doniósł ci o ładunku moim. Co zrobisz?
- Tak jak mówiłem, chcę ci pomóc. Służę Jarlowi Vignarowi, ale powiedziałem już, że działam poza prawem i zapisami. Nikt nie zabrania mi dorobić sobie na boku, tym bardziej, jeśli nikomu nie dzieje się krzywda, a jeśli się dzieje, to typom spod ciemnej gwiazdy. Jarl nie musi o niczym wiedzieć. Słuchaj uważnie. Wiem, że Octavius jeszcze żyje i planuje atak na drodze do Winterhold. - Zamilkł na moment, aby zobaczyć reakcję Khajiita. Nie zawiódł się. Mówił więc dalej: - Sam się dziwię, że nasz wspólny znajomy jeszcze go nie dopadł. Zebrałem w Whiterun grupkę zaufanych najemników. Łącznie ze mną jest nas trójka. Do tego ty weźmiesz pewnie jeszcze tych braci z drugiego wozu, tak?
- Jeden z braci tylko, Adan - odpowiedział Ri. Wiedział, że Adan i Endoriil pójdą z nim w zamian za zapłatę po wykonaniu pracy. Nie sądził jednak, by dwóch ludzi wystarczyło, dlatego rozmyślał, skąd wziąć fundusze na najemników. Pojawiała się okazja dokoptowania do grupy trójki ludzi. Pozostała tylko kwestia ceny i ich wiarygodności. - Drugi chory jest. I czarodziejka nasza też tam jedzie. W Akademii uczyć się ma. Elf też jedzie ze mną.
- Nie, on nie jedzie.

Endoriil i Ri' Baadar spojrzeli ze zdziwieniem na rozmówcę. Nie zwlekał i od razu powiedział:
- To nie tak, jak myślicie. Mam dobre zamiary. Wobec was obu. Zastanów się nad tą propozycją, Khajiicie. Dziesięć procent z ostatecznej sumy do podziału dla mojej trójki. To rozsądna cena. Jutro spotkamy się w jakiejś karczmie pod Whiterun i obgadamy szczegóły.
- Jak to pod Whiterun? - zapytał Endoriil.
- Khajiici wstępu nie mają do miasta. - Ri skrzywił się, myślac o kolejnych dziesięciu procentach ubywających z jego fortuny. - On nie może wejść.
- Nie o to idzie. Rozczaruję was, ale w tej chwili do miasta nie ma wstępu nikt, kto nie jest Nordem. Są wyjątki, owszem, ale lista warunków, które muszą spełnić jest zbyt długa, żeby w ogóle was zaczęła obchodzić. Od czasu rzezi w Valenwood, Whiterun mocno się zmieniło. I tu właśnie widzę coś dla ciebie, elfie. Setki bosmerskich uchodźców koczują pod murami miasta. To znaczy początkowo było to koczowanie. Teraz... Teraz się osiedlili, na swój dziwny sposób. Codziennie przybywają nowi, biedni, obdarci. Postawiali sobie namioty i jakieś małe chatki. Nawet gospody ze dwie zbudowali. Bo co jak co, ale napić się trzeba, nie? Ale ogólnie to brud, syf i ubóstwo. Słów mi brakuje.

Endoriil zamyślił się. A więc setki jego rodaków przebywają w tej chwili pod murami Whiterun i żyją razem. Zastanawiał się, czy jest jakaś szansa, że znajdzie tam swoją ciotkę i jej dwóch synów. Delikatnie uśmiechnął się na myśl, że może się udać.
- Co się cieszysz? - pytał Nord. - Może nie zrozumiałeś. Mówię, syf nie do wytrzymania. Jest tam jeden stary elf, który próbuje wszystko ogarniać. Granos się nazywa, ale on im robi za przewodnika duchowego raczej. Ale jest też drugi, Darelion.
- I po co mi to mówisz?
- Słuchaj, narażam się dla was obu. Możecie nie wierzyć, ale tak jest. Przemyt dla Khajiita i mój pomysł na bosmerskie slumsy. Te rzeczy mogą mnie kosztować w najlepszym razie moją reputację.
- O czym ty mówisz? - Elf wciąż nie rozumiał. - Możesz jaśniej?
- Dobra. - Faridon wziął głęboki oddech i zaczął mówić: - Jak Khaz' mir mi doniósł o was, wspomniał też o tobie. Widział w tobie coś... Jakiś potencjał. Postanowiłem to sprawdzić. Przysłuchiwałem się wam w gospodzie w Falkreath, teraz widziałem twój pokaz łuczniczy. Oddałem ci kołczan, do jasnej cholery. Ale do rzeczy, do rzeczy. Jarl Vignar dostał ostatnio wiadomość od Ulfrika, króla Skyrim. Były to wyrazy, cytuję, głębokiego zaniepokojenia napływem bosmerskiej dziczy w okolice Whiterun. O ile Vignar nie bardzo przejmował się losem tych elfów przedtem, to teraz, po ostrzeżeniu Ulfrika, ma poczucie obowiązku. Uważa, ze musi uporać się z tą, jak to określił, plagą. Boi się, że jego posada wisi na włosku. I chyba faktycznie tak jest, bo Ulfrik nie zwykł się cackać. Jedyny pomysł, jaki świta Vignarowi w głowie, to wyrżnięcie Bosmerów w pień. Jest ich za dużo, żeby po prostu przepędzić ich przerzedzoną i osłabioną strażą miejską.
- I przeszkadza to ci? - Ri' Baadar wciąż włączał się do rozmowy, na razie nie rozmyślając o propozycji, którą otrzymał. - W Falkreath na przyjaciela elfów nie wyglądałeś.
- Bo i nie jestem - przytaknął Faridon. - To, że stoję na straży kultury i tradycji Skyrim i Nordów nie oznacza, że jedynym sposobem rozwiązania problemu Bosmerów pod Whiterun jest dla mnie wymordowanie ich. Oni są niewinni. Czy to ich wina, że Dominium spaliło ich osady w Valenwood? No, dobra, sporo wśród nich kieszonkowców, zwykłych, prostych złodziejaszków, ale dzieje się tak dlatego, że nie mają perspektyw. Mój patriotyzm nie oznacza, że nie mogę myśleć trzeźwo. Jutro rano mam spotkanie z Jarlem. Mam mu przedstawić ostateczną propozycję rozwiązania tego impasu.

Faridon spuścił głowę, wziął oddech. Jego rozmówcy otworzyli szeroko oczy ze zdumienia. W słowach Norda wyczuwali szczerość. Mówił z przekonaniem, gestykulując. Po pierwszym wrażeniu, jakie zrobił na nich w Falkreath, aż trudno było im uwierzyć w to, jak wyglądał w ich oczach teraz. Na pierwszy rzut oka jego prezencja sugerowała, że jest zwykłym łamignatem bez głębszych przemyśleń, ale pozory często mylą i tak właśnie było w tym wypadku. Nie było mowy o pełnym zaufaniu, ale czemu miałby kłamać? Przynajmniej w przypadku Bosmerów. Ri wciąż podejrzewał, że Faridon coś knuje, jeśli chodzi o propozycję pomocy w podróży do Winterhold.
- Co z tym... Darelionem? I tym starszym elfem? - spytał Endoriil.
- Tak jak mówiłem, starszy to raczej przewodnik duchowy i nie zawracam sobie nim głowy. Wiecie, kogoś boli duży palec u nogi, to idzie do niego. Tamten pomaca, poleje jakąś świętą wodą i ból przechodzi. Ktoś inny od Jarla go inwigiluje, więc dość dawno przestałem się nim interesować. Ale Darelion to inna para kaloszy. On jest wodzem faktycznym. To znaczy, nie ma tam żadnej władzy, rządzą się sami, ale wiem, że największy posłuch ma właśnie on. Jest impulsywny i dość nieprzewidywalny. Chciałbym, żebyś stworzył przeciwwagę dla niego.
- Jak to przeciwwagę? W ogóle, to dlaczego ja?
- Moi ludzie was śledzili, podsłuchiwali, wiecie już to. Nie jesteś byle kim. Byłeś zastępcą wodza myśliwych w Woodmer, tak? Porucznikiem?
- No, tak. Coś w tym stylu.
- Czyli w wypadku śmierci, czy odejścia głównego myśliwego, byłbyś szefem, tak?
- No... tak. - Endoriil wzruszył ramionami.
- Doskonale wiem, jak ważna jest dla was, elfów, ta cała instytucja myśliwego. A widziałem też, jak strzelałeś z łuku. Dodatkowo, wydajesz się mieć coś w głowie. Pytasz, dlaczego ty. Jakbyś widział tę hołotę pod murami Whiterun, to byś nie zadawał tego pytania. Dzicz i swołocz. Jako mały chłopiec słyszałem parę bajek o wyniosłych leśnych elfach i ich wspaniałej kulturze, a co widziałem ostatnio? Stary elficki pryk upił się i turlał po wszystkich kałużach na około murów. Widywałem kradzieże, a nawet dwa zabójstwa z użyciem sztyletów. Wszystko to zrobione przez Bosmerów na Bosmerach. Oni potrzebują porządku, a ja mam go zaprowadzić. Z twoją pomocą.
- Nie wiem, czy nie za dużo ode mnie oczekujesz. Jestem sam.
- Nie mówię, że wszyscy Bosmerowie to hołota. Na pewno jest tam sporo takich, którzy pójdą za tym, kto da dobry przykład. Możesz zrobić coś dobrego dla swoich, spróbujesz? Spróbujemy?

Endoriil podrapał prawą dłonią swoją rdzawą głowę i nie wiedział, co odpowiedzieć.
- Słuchaj - Faridon ściszył głos - wiem, co znaczy wojna. I wiem, czego potrzebują ludzie po wojnie. Postawię sprawę najprościej, jak tylko potrafię. Jeśli mi pomożesz, to jest szansa, że Bosmerzy będą mogli zostać przy Whiterun. Może nawet uda nam się zorganizować bardziej cywilizowane warunki. Musimy was zorganizować i pokazać Vignarowi, że może być z was pożytek. Urządzić jakieś wyręby lasu, polowania. Dobrzy w tym jesteście, a zwierzęcych skór nigdy za wiele. Może jakąś straż spośród was zrekrutować, żeby pilnowała tam porządku. Trzeba pokazać Jarlowi, że Bosmerowie nie są darmozjadami. Wtedy przestanie myśleć o najprostszym rozwiązaniu. Bo alternatywą jest bosmerska krew. Na moich rękach, Endoriil. Na moich rękach, bo wziąłem to na siebie. Dla Ulfrika i Vignara to tylko kiwnięcie palcem, statystyka na kartce przeglądana przy suto zastawionym stole, ale dla mnie nie. Spróbujemy?
- Spróbujemy. - Endoriil kiwnął głową twierdząco, chociaż wcale nie był pewien, czy był to dobry pomysł.
- Jeszcze jedno. - Faridon uśmiechnął się. - Bosmerowie nie mogą się dowiedzieć, że ze mną współpracujesz. Relacje między nimi a nami, Nordami, są zbyt napięte. Nie zdobyłbyś ich szacunku obwieszczając, że działasz z mojego polecenia, czy z moim poparciem.

Karawana wyjechała zza wzgórza, a oczom podróżnych ukazała się obszerna równina ze sporym, jakby nienaturalnym wzniesieniem pośrodku. Endoriil wyostrzył wzrok i skupił go na owej górze. Dostrzegał jakieś dziwne kształty, które nie wyglądały na stworzone przez naturę. Po dłuższych oględzinach okazało się, że wielka góra była obudowana murami, a elf zdołał dostrzec błyszczące w słońcu pałace, bo tak o nich myślał. Wielkie budowle z kamienia, o których słyszał od małego. Nigdy nie przypuszczał jednak, że prezentują się tak okazale. Gdy widział i podziwiał Septimię i Laanterię, kompani śmiali się z niego. Teraz rozumiał dlaczego, bo nie mógł opanować zachwytu. Zorientował się, że widzi Whiterun, siedzibę Jarla Vignara i jedno z najwspanialszych miast Skyrim.

KONIEC ODCINKA SIÓDMEGO

SPIS TREŚCI  <--- odsyłacze do wszystkich odcinków

---------------------------
Zapraszam do komentowania :)

8 komentarzy:

  1. Witam serdecznie!

    Uprzejmie informuję, że niniejszy blog został uwzględniony w minibadaniu poświęconym zagadnieniu trudności języka używanego w amatorskich utworach literackich. Wyniki oraz szczegóły dostępne są na stronie marszkuswiatlosci.wordpress.com.

    Kłaniam się nisko i życzę wielu sukcesów na niwie twórczej,
    Waughin Jarth młodszy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło. Dziękuję za uwzględnienie mnie w badaniu, to zawsze miła sprawa.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. I znów zaskoczenie :D Wczoraj w nocy tak się ekscytowałam, że rozmowa ze smokiem będzie, a tu elfikowi audiencji odmówiono ;) Dobrze, że chociaż coś wynegocjował.
    Bałam się tej jego rozmowy z Luną. Taka fajna para, a tu cień rozstania nad nimi wisi (ale będą razem, prawda?). Co tam akademia, miłość ci Lunko sprzed nosa ucieka, łap ją, póki masz szansę ;) Po dwóch tygodniach jeszcze ciężko o pewne "kocham cię", ale porozmawiać o uczuciach, choćby w zalążku, zawsze warto. Luna to ciekawa istota, zazwyczaj konkretna, jak chciała, to elfa zbeształa przy całym miasteczku, a tu trafiają się takie momenty, że najlepiej by się schowała lub uciekła, bo nagle ciężko jej zebrać się na szczerość :)
    "Moja mama była bardzo mądrą kobietą. Odziedziczyłam to po niej." - Nie ma to jak skromność :D
    "Pasażerowie na obu wozach nie byli skorzy do rozmowy." - Kac czy świadomość końca pewnego etapu? :) bo "Cała szóstka co parę chwil sięgała po manierki ze źródlaną wodą i popijała łapczywie." niby wskazuje bardziej na to pierwsze, ale jak cisza nastanie, to czasem człowiek ma nawyk, żeby cokolwiek robić dla jej pokrycia.
    Planujesz kiedyś opublikować te wszystkie sekretne zapiski Rybci? :) Aż mnie ciekawość zżera.
    Były fragmenty, gdzie bałam się, że Faridon coś knuje, że spiskuje z Octaviusem czy nawet z Khaz'mirem. Albo z kim innym czy nawet samodzielnie ;)
    Ptaka i lisa mi żal, bo zginęli dla zabawy, praca pszczół poszła na marne ;) (czekałam na scenę rodem z kreskówek: wściekłe pszczoły ruszają - oczywiście bez formowania się w kształt strzałki - na intruzów, a ci nogi za pas :D), aczkolwiek sam pojedynek między tymi dwoma panami to świetna sprawa. I fajnie, że Faridon wyznaje zasadę fair play, choć już mógł ten łuk dołożyć (bo ten kołczan do aktualnego łuku elfa to jak kwiatek do kożucha trochę).
    Wynik można skwitować krótko: "I co? Można? Można".
    Ri to już człowiek khmm... khajiit renesansu, jak widzę. To, co już umie, to za mało, za rysowanie trzeba się wziąć.
    "Sam się dziwię, że nasz wspólny znajomy jeszcze go nie dopadł." - Też się zdziwiłam :D
    "Zebrałem w Whiterun grupkę zaufanych najemników." - parafrazując jeden z tytułów rozdziałów WP: Dwóch to już grupka :))
    To: "To, że stoję na straży kultury i tradycji Skyrim i Nordów nie oznacza, że jedynym sposobem rozwiązania problemu Bosmerów pod Whiterun jest dla mnie wymordowanie ich. Oni są niewinni. Czy to ich wina, że Dominium spaliło ich osady w Valenwood? No, dobra, sporo wśród nich kieszonkowców, zwykłych, prostych złodziejaszków, ale dzieje się tak dlatego, że nie mają perspektyw. Mój patriotyzm nie oznacza, że nie mogę myśleć trzeźwo." i to: "Możesz zrobić coś dobrego dla swoich, spróbujesz? Spróbujemy?" sprawia, że Faridon jeszcze bardziej zyskuje w oczach. Idealista z niego trochę, takich tam potrzeba, by się różnorodność zachowała. Sam jego pomysł i chęci zasługują na uznanie, zwłaszcza jak się je zestawi z jego wcześniejszymi wypowiedziami i z kultywowaniem norskości (które wcześniej sprawiało wrażenie takiego "za wszelką cenę, choćby i po trupach"). Jest bardzo ludzki, w pozytywnym znaczeniu :) Cichy bohater, który ryzykuje, myśląc bardziej o innych niż o sobie, o swojej pozycji.
    I jest dobrym mówcą, o.
    "Relacje między nimi a nami, Nordami, są zbyt napięte." - Tym większa ci chwała, człowieku.
    "- Spróbujemy." - Uff. Nie mogę się doczekać jego zjednoczenia ze swym ludem. Może choć część wyrzutów sumienia zniknie? Bo jeśli to są wszyscy ocalali z rzezi, to przynajmniej martwić się już tak o nich nie będzie musiał (ten brak pewności co do ich losu musiał go nieźle wykańczać).
    (po przypomnieniu sobie tego krótkiego filmiku) Wcale mnie zachwyt nad Skyrim nie dziwi :)

    To już koniec rozdziału? Ależ szybko wciągnęłam ;)



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślisz, że elf i czarodziejka to fajna parka? Szczerze mówiąc to moje pierwsze podejście do jakiegokolwiek romansu w opowiadaniach, więc trochę mi ulżyło, że nie jest źle wg Ciebie.
      Nie byli skorzy do rozmowy, bo kac :)
      Hmmm, ciekawe, że pytasz o zapiski Ri. Mam w głowie, żeby zrobić parę rozdziałów żywcem przeniesionych z jego dzieła, o którym nie wie jeszcze, że je napisze :D . Wiesz, że chce napisać "Flora i fauna Tamriel". Ale wiesz też z mejla, jak to pójdzie mniej więcej, to Ci powiem, że ta książka będzie miała tytuł "Kronika Powstania Bosmerskiego". Chyba jej użyje do "przyspieszenia" czasu, do przeniesienia akcji o kilka miesięcy naprzód. On opisze, co się działo w tych miesiącach, a do akcji wrócę od razu po tym. Tak mi się to widzi :)
      Też miałem przemyślenia, że szkoda zwierzaków. Lis przeżył, tylko drasnęli go w stopę. Pomyślałem, czy Endoriil zabiłby tak ptaka, ale pomyślałem, że dla własnej korzyści "życiowej" mógłby to zrobić. Kołczan to w końcu dla łucznika ważna rzecz, więc sobie to tak uzasadniłem.
      Faridon i Khaz'mir to postacie użytkowników z forum gamewalk. Tak samo jak najemnicy z następnego odcinka :)
      Faridon miał od swojego autora wygląd, sposób walki, nawet dostałem jego "fotkę". Endoriila i Ri' Baadara też mam. Jak będziesz chciała to Ci jakoś wyślę. Albo zrobię odcineczek z ich mordkami :) . Robotę dla Faridona sam wymyśliłem, wydawała mi się dość ciekawa. Ale ma też sporą tajemnicę. Za kilka odcinków ją odkryjesz. Ciekawe, co pomyślisz. Ogólnie obsadziłem go w dość ważnej roli, więc będzie się pojawiał częściej niż inne postacie :]

      Usuń
    2. "Myślisz, że elf i czarodziejka to fajna parka?" - Bardzo, bardzo fajna parka :D
      Romans ładnie prowadzony, z zachowaniem równowagi :)
      No to ciekawie będzie z tym jego dziełem. Super :)
      O kurczę, lisa niechcący uśmierciłam ;) (choć z tą łapą zranioną szanse są różne). No, koniec końców elfik jakby jakieś sumienie ma, te modły/rytuał... Znów, jak Indianin; co ofiarę prosi o wybaczenie za zabranie jej życia (hah, przypomniała mi się scena z Mój brat niedźwiedź, kiedy taka ofiara się z zaświatów ukazała sprawcy i mu wybaczyła, no ale to Disney ;)).
      O, to ja ich mordki poproszę na maila :D A na Faridona czekam z zapartym tchem :)

      Usuń
  3. Budzę się zlany potem, z gorączką, ale... nie mogę sobie przypomnieć, co mi się przed chwilą śniło.
    Endoriil spytał się tego drugiego, co znaczą słowa, które wypowiedziała bestia. Gdy bohater Skyrim przełożył mu je, okazało się, że mają zadziwiająco duży związek ze snami, które dręczyły elfa.
    To w końcu Endoriil pamięta, że śniło mu się Ostrze Zemsty, czy nie?

    Z jego umiejętności zauraczania zwierząt, i to słabo opanowanej, zapewne by się tam śmiali, do rozpuku.
    Przed do rozpuku nie powinno być przecinka.

    tuż obok kołczana,
    Kołczanu.

    Przekonująco przedstawiłeś sytuację bosmerów imigrantów i polityczne punkty widzenia na ten problem. Motywy każdej ze stron są dobrze uzasadnione i zrozumiałe, a przy tym wiarygodne. A poza tym podoba mi się pomysł, żeby w przyszłości Endoriil został wodzem Bosmerów na uchodźstwie C:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po przeczytaniu komentarzy wyżej zdałam sobie sprawę, że mogłabym wypowiedzieć się o relacji Endoriila i Luny. A co do niej, to mam wątpliwości, czy aktualnie można stwierdzić, że to "jedyna prawdziwa miłość".

      Luna cały czas kokietuje Endoriila, trzepocze rzęsami, uśmiecha się zalotnie - podczas gdy ten etap powinna mieć już za sobą, skoro chodzą razem do łóżka. To już czas na bardziej poważne stosunki. Nie podjęła się również głębszej rozmowy z Endoriilem na temat ich wspólnej przyszłości. W przeciwieństwie do niego wydaje się być mniej dojrzała do ich miłości. Z ich dwojga to jakby jej mniej zależało.

      Miłość to nie tylko ciągłe wdzięczenie się, słodkie uśmiechy i czas beztroski. To też długie dyskusje, w których często dwie strony nie zgadzają się ze sobą - ale potrafią zaakceptować nawzajem swoje odmienne zdanie. To poznawanie drugiej osoby i odkrywanie jej wad, których nie widziało się podczas pierwszego zauroczenia - i pogodzenie się z nimi.

      Mam nadzieję, że w następnych odcinkach okaże się, że to był jeszcze wczesny etap, a Endoriil i Luna dojrzeją i staną się prawdziwą parą. A jeśli nie - że zrozumieją, że to było tylko przelotne uczucie.

      Tylko jeśli jeśli będziesz chciał się teraz odwołać do moich przemyśleń, nie spoileruj c: Chcę się sama przekonać, jak ten wątek został już przez Ciebie rozwiązany w późniejszych odcinkach.

      Usuń
    2. Ri pisał tekst o miłości po kilku latach, z perspektywy czasu i kolejnych wydarzeń, dlatego rozumiem, że określenie o "jedynej prawdziwej miłości" może wyglądać na takie na wyrost.

      Nie będę spojlowa. Dodam tylko, że po XX odcinku, przy którym teraz jestem, na pewno coś jeszcze o nich będzie :)

      Usuń