środa, 30 lipca 2014

TES - "Taki Los" - odcinek VIII


TAKI LOS
ODCINEK VIII

UMOWA



 Odcinek - Poprzedni - Następny

I

Od czasu ponownego wyruszenia w drogę, podczas godzinnej podróży wybrukowaną drogą, Ri' Baadar opowiadał Endoriilowi o mieście, do którego zmierzają. Elf był pod wrażeniem wiedzy Khajiita. Wyjaśniał on, że Whiterun, miasto położone w centrum Skyrim, było węzłem gospodarczym i komunikacyjnym całego kraju, swoistym sercem całego północnego organizmu. Mimo że państwem rządzono z Windhelm lub Soltitude, każdy Nord doskonale znał siłę i znaczenie Whiterun. Najstarsze osiedle powstało na tym wzgórzu już w czasach pierwszych ludzi w Tamriel. Kolebką miasta stała się Niebiańska Kuźnia, miejsce o magicznych właściwościach i najlepszej stali w znanym świecie. Norscy osadnicy najpierw zbudowali Jorrvaskr, jedno z najbardziej charakterystycznych miejsc w państwie, a następnie zabudowywali całe wzgórze. W chwili obecnej, mimo że wojna domowa skończyła się ledwie kilka miesięcy wcześniej, Whiterun wyglądało majestatycznie, przynajmniej z daleka. Oczy Bosmera nigdy nie widziały, do czego zdolne są rasy zamieszkujące Tamriel, jeśli idzie o architekturę. Z błyskiem w oczach obserwował najwyżej usadowiony, a zarazem najpiękniejszy budynek.

- Smocza Przystań - kontynuował wykład Ri. - Budowniczym był Olaf Jednooki. Legenda głosi, że uwięzić chciał smoka Numinexa. Na Thu' um się mierzyli i jaszczur przegrał. Jego czaszka nad tronem, na Wielkiej Sali wisi po dziś dzień.
- Thu' um? - spytała Luna.
- Smoczych Dzieci to rzecz, i smoków, rzecz jasna. W czasach obecnych Thu' um władają podobno tylko król Ulfrik i Dovahkiin, którego los zetknął z karawaną.
Endoriil i Luna nie byli jedynymi, którzy przysłuchiwali się Ri. Faridon słuchał z nie mniejszą uwagą, będąc pod wrażeniem wiedzy szefa wyprawy. Trójka mężczyzn jechała jednym wozem, czarodziejka wychylała się z drugiego, którym powoził Adan, zaś z tyłu siedzieli jego brat z ojcem.
- Farmy okoliczne dobrobyt miastu dawały, wody, jedzenia zawsze starczyło - mówił Ri, poganiając konie. - A i lasy w zwierzynę obfitują na południowy wschód, gdzie Riverwood jest.
- Bywałeś tu, Khajiicie? - spytał Faridon.
- Owszem, zdarzyło mu się. Wiedza o wnętrzu miasta z ksiąg uczonych pochodzi jednak. Każdy Khajiit to złodziej i bandyta przecież, jego też wpuścić nie chcieli.
- Mógłbym ci załatwić wejście - powiedział Faridon, zaskakując Ri' Baadara życzliwością swojej propozycji. Jednak kot wciąż był naburmuszony z powodu umowy, którą mieli niedługo zawrzeć.
- Do miasta on wchodzić nie musi. Ksiąg się naczytał, wie, jak w środku miasto wygląda. Eksplorować zamierza okolicę norskich miast, podziemia, góry. Faunę i florę poznawać przyjechał, to jego cel.
- Co znaczy ekslorpować?! - krzyknął Wesley z wozu obok, unosząc się nad zwierzęce skóry, na których leżał.
Faridon i Endoriil spojrzeli po sobie.
- No, nie wiesz, Wesley? - spytał buńczucznie Bosmer. - Faridon, on nie wie, co to znaczy.
- Czego tu wymagać od Cesarskiego - zaśmiał się Nord.
Obaj śmiali się dość sztucznie, chrząkając i wodząc oczami po zdominowanej przez Whiterun okolicy.
- A bo wy wiecie, co to znaczy - powiedziała Luna, zerkając na nich jak na małe dzieci z drugiego z wozów. - Wesley, eksplorować znaczy coś jak zwiedzać, poznawać. Faridonie, nie wiesz jeszcze, ale nasz szef zamierza napisać poważną książkę. Pochwalisz się, Ri?
- Oj, czym się chwalić tu. On chwalić się będzie, jeśli uda mu się wydać dzieło. Flora i Fauna Tamriel - powiedział i zamyślił się, a błogi uśmiech pojawił się na jego kociej twarzy.
- Hm... - zastanowił się Faridon. - Może będę mógł ci pomóc. Mógłbyś spróbować dogadać się z magami, kiedy będziemy tam w interesach. Albo w Soltitude, w szkole bardów. Jedni i drudzy to jajogłowi, więc pasowałbyś do nich. Ksiąg mają co niemiara. Uczonych pewnie. Nieuczonych też, z obrazkami fikuśnymi. O florach i faunach też pewno. I innych potworach też.
- Sami poczytać powinniście - rzekł Ri, zdejmując kaptur swojej szaty. Instynktownie zwężył źrenice w reakcji na bijące w oczy promienie słońca. - Inteligencja na drzewach nie rośnie i nikt z nią nie rodzi się. Zdobyć ją należy, tak jak bogactwo. Bo wiedza bogactwem umysłu jest.

Zima miała nadejść za miesiąc, jednak, w ocenie Faridona, wciąż było zaskakująco ciepło. Był przekonany, że zima uderzy mocno i zdecydowanie i podczas drogi nieco straszył tym Endoriila. Doskonale widział, że Bosmer drżał z zimna mimo okrycia ze zwierzęcych futer. Zasugerował kupno lub samodzielne zdobycie kolejnych, miejscowych. Tłumaczył, że skóra zwierząt z południa może i da im jakąś ochronę przed zimnem, ale prawdziwie grubą skórę mają zwierzęta żyjące w Skyrim, przystosowane do życia w tych warunkach. Elf postanowił przyjąć radę i jak najszybciej po przybyciu do Whiterun udać się na polowanie.


II


Gdy słońce schowało się za chmury, podróżni w końcu dostrzegli to, o czym opowiadał im Nord. Mury miasta były otoczone wielkim, szaroburym skupiskiem drewnianych chatek, w najlepszym przypadku. Widać było przede wszystkim mnóstwo namiotów z wątpliwej jakości tkanin, większych bądź mniejszych, praktycznie nie chroniących przed zimnem. Zgodnie z zaleceniem króla Ulfrika, do miasta nie wpuszczano imigrantów, których, od czasu rzezi w Valenwood, przybyły już setki. Brud, syf, ubóstwo - mówił wcześniej Faridon. Trudno było nie zgodzić się z takim postawieniem sprawy. Rozmiar osiedla był zaskakująco duży. Obrastało półkolem główną bramę miejską. Pierwsze namioty postawiono w miejscu, gdzie od zawsze nocowali khajiccy kupcy. Następnie osiedle rozrastało się na południe, przekraczając drogę i dochodząc do okolicznych farm. Faridon opowiadał, że dochodziło do wielu kradzieży żywności - znikały kapusta, marchew, a nawet alkohol z pobliskiej posiadłości Norda o imieniu Sabjorn, starego znajomego Faridona. Wozy wjechały właśnie między namioty. Dzieci w obdartych ubrankach biegły przez chwilę za wozem, próbując na niego wskoczyć.
- A sio, mały elfie - powiedział Wesley i machnął ręką, jakby odganiał muchy.

Po obu stronach drogi były skupiska złożone z wielu namiotów. Wszystkie były niewielkie, otwarte, co pozwalało powierzchownie zlustrować wnętrze. Luna zdała sobie sprawę, że Bosmerowie mieli w środku wszystko, co posiadali, a widziała niewiele. Zgniłe owoce i warzywa, wiadra brudnej wody, gliniane naczynia. Gdzieniegdzie błysnęła jakaś wątpliwej jakości broń. Między namiotami wisiały sznurki z wilgotnym, suszącym się praniem. Kilka kobiet prało ubrania w pobliskim strumyku. Faridon skrzywił się, bo doskonale wiedział, że ów strumyk służył za drogę wyjścia nieczystości z bogatszej części miasta. Być może z tego powodu w okolicy mnóstwo było chorób i wszelkiego robactwa, przede wszystkim much, wielkich i tłustych.
- Miałeś rację, to wygląda obrzydliwie - skrzywił się Endoriil, zwracając się do Faridona. - I mówisz mi, że tutaj żyją moi bracia i siostry, nie mając jedzenia, picia, ani godności? A za tym wysokim murem żyją Nordowie i opływają w luksusy?
- Nikt tam nie opływa w luksusy. Racja, jest znacznie lepiej niż tu, ale wciąż nie jest tak, jak być powinno. A za jeden z powodów takiego stanu rzeczy uważa się właśnie twoich pobratymców, mówiłem ci przecież. Mówi się, że samą obecnością odstraszają bogatszych kupców. Boją się tu przyjeżdżać, bo słyszą, że niejednego kolegę po fachu już tu okradli.
Endoriil spojrzał na pobocze, gdzie leżały, twarzą do ziemi, dwa elfy w podeszłym wieku. Żaden się nie ruszał, obu obsiadły muchy.
- Przecież oni tu umierają. Z głodu, z zarazy... Nie mówiłeś, że...
- Mówiłem - przerwał mu Faridon. - Widocznie nie słuchałeś, albo słyszałeś to, co chciałeś usłyszeć. Mówiłem, że jest źle i możesz się przydać.
Ri' Baadar puścił wodzę i tylko delikatnie, co kilka chwil, korygował drogę. Wyciągnął z torby swój zeszyt i zaczął pisać. Endoriil obruszył się.
- Opisujesz to?! Ri?!
- Tak, elfie. On opisuje. Czemu oburza to cię?

Endoriil nie odpowiedział, schował tylko twarz w dłoniach. Nie tego się spodziewał. Wiedział, że będzie źle, ale żeby aż tak? Nie widział dumnych Bosmerów, tylko umierający na ulicach plebs, bez godności i honoru. On miał to zmienić? Jak? - pytał się w myślach. W tej chwili Luna przeskoczyła na jego wóz, usiadła obok, położyła mu dłoń na kolanie i oparła swoją głowę na jego ramieniu.
- Będzie dobrze - powiedziała, zupełnie nie wiedząc, co może poprawić nastrój elfowi.
Nawet na nią nie spojrzał, bo jego wzrok przyciągnął niemłody Bosmer goniący po ulicy wychudzoną, białą gęś. Sam nie różnił się w oczach Endoriila od wygłodniałego wilka, zdesperowanego w pogoni za ofiarą. Gęś walczyła, jak mogła, ale w końcu została zagoniona w kozi róg, skąd nie miała wyjścia. Wtedy do niemłodego podeszło dwóch młodych. Jeden - ciemnowłosy, o ciemnej karnacji skóry - położył mu dłoń na ramieniu i powiedział:
- To nasza gęś. Pierwsi ją widzieliśmy.
- Tak jest - przytaknął mu drugi, krótko ostrzyżony kasztanowłosy o podłużnym nosie. - Nasza ona, znajdź se swoją.
- Nie wasza jest. Biegała, jak chciała, po ulicy i ja ją dojrzałem, to moja jest!
- A chcesz po łbie dostać? - powiedział kasztanowłosy, wodząc dłonią po drewnianym kiju, który miał włożony za pasek. - Bo z Nevenem dawno nikomu nie przylaliśmy.
Niemłody oszacował swoje szanse. Dwa młode, nieco wychudzone elfy kontra on jeden. Z tym że on był jeszcze bardziej wychudzony. Prychnął gniewnie, odwrócił się na pięcie i odmaszerował. Endoriil zatrzymał wóz obok młodych Bosmerów.
- Gęś wam zwiała - powiedział.
- O żesz jasna... - zdenerwował się Neven, rozglądając się. - Talos! No i czemuś nie pilnował ptaka, jak się zajmowałem starym?
- Jak to ja? A czemuś ty go nie pilnował? - skontrował ciemnowłosy Bosmer, nazwany Talosem. - Czemu zawsze na mojej głowie wszystko zostawiasz? Hę? I z kolacji dupa, o! Chyba że mili podróżnicy poczęstują nas czymś.

Elfy przyjrzały się grupie podróżnych. Sporo beczek i worków, zapewne z jedzeniem, co wyglądało w ich ożywionych oczach niezwykle apetycznie.
- E, e ,e - Faridon pomachał im palcem. - Nie wasze to.
- No, jakże to tak. Bracie Bosmerze - Neven zwrócił się do Endoriila. - Ja i przyjaciel mój, Baelian, Talosem zwany w okolicy, głodni i spragnieni jesteśmy. Poczęstujcie nas dobrami z wozu.
- Mamy was częstować - odpowiedział Endoriil - chociaż dopiero co widzieliśmy, jak chcieliście ubić starszego od was badylami?
Młode elfy trochę się zmieszały. Ri bacznie się im przyglądał. Szacował ich wiek na około dwadzieścia lat. Nie wyglądali na kryminalistów.
- Oj tam, od razu ubić... Co my poradzimy, że jest jak jest. Żarcia nie ma, trzeba sobie radzić. Na tę gęś to pół obozu poluje od tygodnia, ale cwana jest i chytra jak nie wiem... Jak lis, albo smok jakiś.
Adan zaśmiał się, przywołując sobie w pamięci obraz prawdziwego smoka, którego widział dwa dni wcześniej i porównując go z ledwo człapiącą gąską.
- Musimy ruszać dalej. - Faridon upomniał Endoriila. - Mamy napięty terminarz. Znaczy się, ja i Ri mamy napięty terminarz. Ty możesz zostać z nowymi kolegami.
- Jak to, mam zostać? - zdziwił się Bosmer. - Ale teraz?
- Zdaje się, że znalazłeś sobie przewodników. Będziemy w tym sporawym namiocie przypominającym karczmę. - Kiwnął głową w stronę miejsca, o którym mówił.
- Szanowny Nord o Puszczy mówi - wtrącił się Talos.
- Nie mogę. Zaczęli nazywać swoje osiedle. - Faridon odetchnął głęboko, poczekał aż elf zejdzie z wozu i ruszył dalej.
Endoriil stał przez kilka sekund między dwoma nowymi znajomymi. Nie wiedział, co powiedzieć.
- Septima kopsnij, bracie. - Neven przerwał ciszę i wyjął stary grzebień, którym zaczesał za uszy swoje ciemne włosy. - Albo dwa septimy, po jednym na łebka. Gęś zwiała, nic do roboty nie ma, to oprowadzimy cię.
Endoriil włożył ręce do kieszeni i znalazł kilka monet.


III
Ri i Faridon zeskoczyli z wozu. Wesley został przy ojcu, a Adan, zgodnie ze swoim zwyczajem, szybko oddalił się od grupy w bliżej nieokreślonym kierunku. Luna chciała dołączyć do Khajiita i Norda, ale ten drugi wstrzymał ją gestem dłoni.
- Nie, czarodziejko - powiedział. - Im mniej wiesz o sprawie, tym lepiej. Wiem, że będziesz z nami jechać, ale nie jest konieczne większe zaangażowanie z twojej strony. Doskonale wiem, że jesteś nowicjuszką.
- Myślisz, że wiesz o mnie wszystko - Luna skrzyżowała ręce na piersi i stanęła w wyzywającej pozie.
- Myślę, że niewiele jest do dowiadywania się - zaśmiał się ukazując niezwykle białe zęby. Jego kły był jakby dłuższe niż przeciętne, co rzuciło się w oczy dziewczynie. - Może za parę lat przestraszę się takiej pozy, ale pod warunkiem, że będziesz pilnie studiować w Akademii.
Luna fuknęła i cofnęła się na wóz, po czym spojrzała na wielki namiot, który robił za gospodę. Ri i Faridon zniknęli w wejściu, nad którym widniała drewniana, nierówna deska z niezgrabnie wyrytą nożem nazwą przybytku - Pószcza. Magiczka nie mogła powstrzymać śmiechu.

*

W namiocie panował pół mrok. Świece, poustawiane przy kilku stołach, ledwo się tliły, ukazując kilka ludzkich sylwetek. Słowo gospoda - pomyślał Ri' Baadar - było zdecydowanym nadużyciem. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że spotkanie z dwójką najemników nie mogłoby dojść do skutku w samym Whiterun z kilku powodów. Przede wszystkim jego, jako Khajiita, w ogóle nie wpuszczono by do miasta. Jedyne, na co Nordowie pozwalali rodakom Ri, to nocowanie przy bramach, gdzie rasa pochodząca z Elsweyr często handlowała przeróżnymi towarami, w tym legendarną skoomą. Ri nigdy nie lubił skoomy. Czuł, że otępia mu umysł, a zbyt mocno go cenił. Ważniejszym powodem wyboru tej dziury, jak sądził Ri, była determinacja Faridona, aby sprawa pozostała w możliwie najwęższym gronie. Tutaj z pewnością byli trudniejsi do namierzenia. W końcu, kto by w ogóle śmiał przypuszczać, że w melinie, zwanej gospodą, w której nawet nie serwowano alkoholu, miałyby się odbywać interesy warte dziesiątki, a może i setki tysięcy septimów. Ri szacował, że jego towar jest wart nawet znacznie więcej. Faridon rozglądał się uważnie, szukając znajomych twarzy. Wszechogarniająca ciemność i przemykające ścianami namiotu cienie nie ułatwiały mu sprawy. Para, której szukał, wyróżniała się jednak na tyle, że nie miał większego problemu z jej odszukaniem. W końcu poprowadził Ri do kąta namiotu, w którym siedziała dwójka nowych członków drużyny, o ile rozmowa pójdzie zgodnie z planem. Mrok pokrywał twarze tej dwójki. Faridon przystawił dwa krzesła, po czym usiadł. Chwilę po nim, Ri zrobił to samo.

- No, w końcu jesteś, Faridon - powiedział niskim głosem potężny, barczysty ork. Z wyglądu raczej brzydki, nawet jak na orka, a warto wspomnieć, że Ri' Baadar nie odnotował w swoich podróżach ładnych orków. Dolne kły nachodziły mu na górną wargę. Miał malutkie oczy, które jednak wydawały się inne niż u orków, których Ri widywał wcześniej. Na stole, po jego prawej ręce, leżał wojskowy hełm, a obok, oparty o nogę stołu, widniał wielki topór dwuręczny z rzucającymi się w oczy zdobieniami. Gigant podrapał się po niewielkiej bliźnie na lewym policzku. - Dwa dni i dwie noce czekamy tu na was. To ten kocur?
- Tak, to on. Witaj, Raszk' hin - odrzekł Faridon i położył na stole butelkę ze swoim ulubionym miodem.
- Dwa dni i dwie noce - dodała druga osoba, młoda kobieta o niezwykle bladej skórze i pełnych ustach. Granatowe oczy tworzyły intrygującą całość w połączeniu z tatuażami w tym samym kolorze, które zaczynały się w oczodołach, szły przez policzki i kończyły się na szyi, a może nawet niżej, ale Ri nie sądził, by kiedyś dane mu to było sprawdzić. Wzór tatuażu był podobny do tego, który nosił Faridon. Brązowe włosy, związane w warkocz, opadały na jej plecy. Twarz nie zdradzała żadnych emocji. - Tyle czasu w tym syfie sprawiło, że moja cierpliwość jest na wyczerpaniu. Zaczynam się zastanawiać, czy ten biznes naprawdę jest tego wart?
- Tak, Pearl, uwierz, nie zawracałbym wam głowy, gdybym sądził inaczej. - Faridon przygryzł wargi i wskazał otwartą dłonią na Ri. - To Ri' Baadar, Khajiit, o którym wam mówiłem. W zamian za dziesięć procent końcowego utargu, odeskortujemy go bezpiecznie do Akademii Magów w Winterhold.
- Czekaj, czekaj - przerwała Pearl, kładąc podbródek na splecionych dłoniach. Ri dostrzegł bardzo mocno zarysowujące się mięśnie ramion dziewczyny. Zaczął się zastanawiać, do kogo należy wielki dwuręczny topór. Pearl była Nordką, dość wysoką, żylastą, a na sobie miała pełną zbroję stalową, która niejednemu mężczyźnie sprawiała problemy. Ona zdawała się jednak czuć w niej swobodnie. - Zapłata po zleceniu? Nie tak się umawialiśmy. Chcesz mnie przekręcić? Uważaj, nie byłbyś pierwszy, który spróbował. I skończyłbyś jak reszta.

Ork przysłuchiwał się w ciszy. Ri był zdziwiony stanowczością kobiety. Jeśli oczekiwał takiego tonu, to właśnie od zielonoskórego orka z blizną na policzku. Faridon odczekał moment. Znał Pearl od jakiegoś czasu i wiedział, jaki ma charakter. Wiedział też, jak z nią postępować. Nie należała do osób, którymi łatwo sterować i on nie zamierzał tego robić. Dlatego zaproponował jej to, czego pragnęła najbardziej.
- Złoto - nachylił się nad stołem w stronę najemników. - Dużo septimów, więcej niż jesteście w stanie unieść.
Granatowe oczy Pearl jakby się rozjaśniły, ale twarz pozostała zadziwiająco chłodna i obojętna. Ork mlasnął żuchwą i położył swą wielką dłoń na stole, nieumyślnie wprowadzając go w drżenie.
- A honor? - spytał. - Z kim zetkniemy się w walce?
- Octavius, człowiek działający w Cesarstwie, i jego ludzie. Mamy cynk, że szykują się, żeby nas napaść. To dla nich sytuacja podbramkowa, swoiste być albo nie być, więc pewnie rzuca na nas wszystko, co mają.

Faridon znał orka od kilku miesięcy. Znał jego smutną historię. Za młodu stracił całą rodzinę, gdy na jego dom napadł patrol żołnierzy cesarskich. Miał szczęście, że był wtedy gdzie indziej. Kiedy Raszk' hin wrócił z polowania po kilku godzinach, zastał pijanych żołnierzy i zgliszcza swojego domu. Wpadł we wściekłość. Już wtedy był silny, więc nietrzeźwi żołdacy nie stanowili wyzwania. Wymordował cały patrol. Jego ojciec ostatnim tchem przekazał mu szczątki swojego topora, który pękł podczas próby odparcia cesarskich. Od tamtej pory ork był ścigany listem gończym na terenie całego kraju. Uciekł więc przez góry, na północ, gdzie zdołał odtworzyć topór, jedyną pamiątkę po utraconej przeszłości. Od wielu miesięcy krążył po Skyrim, chcąc udowodnić swoją wartość. Faridon nie był pewien, dlaczego ork szukał tylko honorowych prac. Niewielu najemników miało tego typu rozterki. Może miał wyrzuty sumienia z powodu zamordowania kilku ludzi w nierównej walce. A może chciał być dobrym synem i wierzył, że jego ojciec w jakiś sposób wciąż go widzi? Nord nie pytał. Sam miał tajemnice, o których wolałby, aby inni nie słyszeli, więc nie pytał o szczegóły. Wystarczyła mu pewność, że dla Raszk' hina najważniejszą wartością jest honor, a największą ambicją podnoszenie sobie poprzeczki. Faridon miał wrażenie, że kiedyś ork może się porwać z przysłowiową motyką na słońce i tak zakończy swój żywot. Bo jeśli pokonał lisa, to zabierze się za wilka, a potem za niedźwiedzia. Zawsze szukał trudniejszych wyzwań.

- Godni przeciwnicy? - drążył temat Raszk' hin.
No, ładnie - pomyślał Ri. Dziewczynie chodzi wyłącznie o kasę, a zielonoskóremu gigantowi o honor i mocnych przeciwników. Niezły cyrk. Brakuje tylko...
- Hej, hej. Zostawiliście mnie. - Nieco sepleniący, świszczący głos należał do pozbawionego przednich zębów Adana. Błyskawicznie doskoczył do stołu, siadając na dostawionym krześle. Kiedy rozejrzał się po towarzyszach, jego wzrok zatrzymał się na bladej Nordce. - Ho, ho, lalunia. Przynieś no po piwku, bo w ustach zaschło.
- Jakbyś miał zęby, to bym ci je wybiła, prostaku - odrzekła z pogardą, patrząc na niego wrogo.
- Ej, Ri - blondyn zwrócił się do kompana - dawno nie byłem w Whiterun, ale kelnerki chyba bywały milsze, co?
- Na twoim miejscu on przestałby...
Nie skończył, bo Pearl nachyliła się nad stołem, chwyciła pusty, gliniany kufel i uderzyła Adana w lewy policzek. Zrobiła to z taką siłą, że spadł z krzesła na gołą ziemię.
- On przeprasza - powiedział Ri. - Kompania jego w drodze jest od tygodni wielu. U ludzi wychowanie dobre zanika w warunkach takich.
Adan wstał i gładził się dłonią po policzku, siadając przy stole i nie do końca rozumiejąc, co przed chwilą zaszło.
- Bądźcie przez chwilę cicho, wszyscy - uspokoił sytuację Faridon. - Pearl, tak, kasa po wykonaniu zlecenia, ale tak, jak mówiłem, tyle kasy to jeszcze w życiu nie widziałaś. Będziesz zaskoczona.
- No, nie wiem. Mnie trudno zaskoczyć - odparła. - Sporo w życiu widziałam.
Ri' Baadar zastanawiał się, czy młoda Nordka nie przechwala się za mocno. Z racji wieku nie mogła przeżyć zbyt wiele, a już na pewno nie widziała na oczy takich pieniędzy, jakie od kilku tygodni śniły się Ri.
- Zobaczysz - zapewniał ją rodak. - Zaufaj mi, a nie wyjdziesz na tym źle. Raszk' hin, tak, wrogowie są godni. Niejednego już zamordowali. To skrytobójcy i, do niedawna, liderzy półświatka w zachodnim Cesarstwie. Chcieli przejąć interes naszego nowego przyjaciela, a teraz mają nóż na gardle.
- On przyjacielem waszym został? - sarkastycznie dodał Ri.
- Ten kocur zawsze tak mówi? - ork patrzył na Khajiita swoimi malutkimi oczami.
- Taki urok jego - odpowiedział, uśmiechając się.
- Tak więc - podsumowywał Faridon - nasza trójka, Khajiit i ten blondas, o ile nie będzie za dużo gadał. Do tego jedzie z nami początkująca magiczka, adeptka Akademii. Nie jest wtajemniczona w umowę, ale czary zawsze mogą się przydać, jeśli zrobi się gorąco.
- Rybka... - Adan dołączył się do rozmowy. - A elfik z nami nie jedzie?
- Elf sprawy inne tu ma. Nic nie poradzimy na to. On jeszcze jedno pytanie ma. - Ri spojrzał wymownie na Faridona. - Adana brat, Wesley, i ojciec jego będą, on nadzieję ma, w wygodnym miejscu przebywać do powrotu naszego?
- Wcisnę ich do Sabjorna - odrzekł po chwili Nord. - Wisi mi przysługę. Tylko lepiej, żeby mu nie wypili całego miodu. To co powiecie, szanowni najemnicy?
- Jacy tam szanowni - powiedziała znudzonym głosem Pearl i beknęła, popijając miód. - Mówisz, że kasa będzie. Nie okłamałeś mnie nigdy, więc idę. Poza tym, dawno nie byłam w Winterhold.
- Tak. Mój topór jest twój, kocie. - Ork skłonił głowę w stronę Ri, po czym przejął butelkę z miodem i śmiało wychylił.

IV

- Tutaj masz drugą gospodę, Endoriil - powiedział Neven, ponownie poprawiając włosy swoim grzebieniem.
- W tej nawet zdarza im się czasami serwować alkohol - dodał Baelian, przechylając głowę i uśmiechając się głupkowato.
- Czemu wołają na ciebie Talos, Baelianie? - zapytał Endoriil.
- Ale obiecujesz, że nikomu nie powiesz? - Młody elf uśmiechnął się zadziornie.
- Obiecuję. Zabiorę tę tajemnicę do grobu, gdy umrę - powiedział dość sarkastycznie przybysz.
- No, już, Talos, nie ściemniaj. - Neven nie dostrzegł sarkazmu. Szturchnął pięścią w ramię kolegi. - Dobrze wiem, że chcesz, żeby o tym gadali ludzie. Dumny z tego jesteś.
- Ha! A jakże! Kto by nie był? W końcu nie ma drugiego takiego, co by wcisnął się za dnia do miasta, mimo zakazu, i obszczał im posąg świętego Talosa przy kilkunastu świadkach.
Obaj zaśmiali się przeciągle. A więc stąd wzięło się to przezwisko - pomyślał Endoriil.
- No, ale serio - Neven dodał poważniej, bojąc się o los swojego kumpla - Nordom nie mów, strażom nie mów przede wszystkim, nowy kolego. Bo tuż potem, jak nasz Talos obszczał ich Talosa, to oni wysyłali tu parę patroli straży miejskiej, co by znalazły hultaja, bo tak go nazwali, dajesz wiarę? Ha! Hultaj. Co to w ogóle za słowo?
- No i szukali mnie tak parę dni - podjął Baelian, bosmerski Talos. Opowieść na dwa głosy wyraźnie sprawiała mu radość. Z całą pewnością Endoriil nie był pierwszą osobą, której to mówili. - Szukali, szukali, ale przecież oni nie wiedzą nic o tym naszym podgrodziu. A parę kryjówek tu mamy przednich. Ach... - przerwał, łapiąc się za brzuch. - Ale głodny jestem... Neven! Czemuś tej gęsi nie pilnował?
- Ty miałeś pilnować, wszechmocny Talosie - odgryzł się Neven i popchnął przyjaciela w kałużę, której ten uniknął tylko dzięki nadzwyczajnemu refleksowi.
- Głodni jesteście, tak? - podchwycił temat Endoriil.
- No, a jak, przecież nie syci - uśmiechnął się Baelian. - Z wozu coś byś nam dał. Ładną wycieczkę ci zrobiliśmy.
- Jesteście Bosmerami, więc umiecie polować, prawda?
- Hmm. - Młode elfy spojrzały na siebie, Baelian odpowiedział: - My to raczej miejskie elfy. Z Arenthii jesteśmy, ale już od roku jakoś w Skyrim. Podczas wojny przyjechaliśmy.
- Jesteście z Arenthii? - zdziwił się Endoriil. Dużo słyszał o tym mieście. Była to stolica regionu, w którym znajdowało się jego Woodmer. Nigdy nie był w samej Arenthii, ale słyszał, że jest budowana na modłę nowoczesną, mniej bosmerską. Po chwili zorientował się jednak, że skoro są w Skyrim od roku, to nie wiedzą nic o wydarzeniach sprzed kilku tygodni. - Jesteście Bosmerami i nie umiecie polować?
- No... - Neven zawiesił na moment głos. Po chwili dodał powoli, niepewnym tonem: - No, umiemy, umiemy. Nie tak jakoś super, ale umiemy.
- A wiecie chociaż gdzie jest zwierzyna? Mój przyjaciel mówił o Riverwood i tamtejszych okolicach. Jak tam daleko?
- Na piechotę to ze trzy dni i dwie noce - odrzekł Baelian drapiąc się po krótko ostrzyżonej głowie.
- A konno?
- O, ja! Pojedziemy konno? - Neven uśmiechnął się szeroko. - Nigdy nie jechałem konno!
- Nie mamy tylu koni, ale może uda mi się pożyczyć od wspomnianego przyjaciela jeden wóz z dwoma końmi. Pojedziemy na polowanie. Będzie mięso i skóry jak przewieźć. Słyszałem, że zima tu sroga.
- Ta, sroga... Dupska odmarznięte będą. Bez skór, to połowa naszej osady zamarznie. A druga połowa z głodu zdechnie.
- Nikt nie próbuje was tu zorganizować?
- Jest Granos, ale on stary i głupi już jest... - Baelian zastanawiał się. - No i jest Darelion...
Endoriil skojarzył oba imiona. Opowiadał mu o nich Faridon. Nord chciał, aby elf stał się przeciwwagą dla Dareliona.
- Ten drugi - podchwycił temat, korzystając z okazji - kto to jest?
- Też jakoś z okolic Arenthii pochodzi. Nie lubimy go, ani jego ludzi.
- Dlaczego? Zrobił wam coś? Okradł, pobił? Czy gorzej?
- No, to nie tak do końca - Neven spojrzał na Baeliana i kontynuował: - To, jakby to powiedzieć, myśmy go okraść chcieli. No bo on dwa miecze ma, nie? No i po co mu dwa miecze, myślimy sobie z Talosem. No i jeden zwinąć chcieliśmy, ale nas zdybał, a jego kumple nas sprali.
- Ha! - zaśmiał się Endoriil. - A więc zasłużyliście. Chcieliście okraść brata Bosmera, a potem z innym kłóciliście się o gęś, która przechytrzyła i jego, i was.
- Jak już upolujemy jakieś jelonki, to możemy sprzedać to, czego nie zjemy. - Talos zacierał ręce. - Sporo może tego być, prawda, Endoriil?
- Niczego nie będziemy sprzedawać. Zobaczymy, jak nam pójdzie. Sami mówiliście, że połowa osady zamarznie, a druga połowa umrze z głodu. Jeśli nikt nie chce zrobić tu niczego bezinteresownego dla reszty, to my zaczniemy. Jutro ruszamy pod Riverwood.
- Konno...? - spytał długowłosy Neven z nadzieją w głosie.
- A to się jeszcze okaże. Spotkajmy się jutro w południe tam, gdzie gęś was przechytrzyła.
- Phi. To była tylko bitwa - prychnął Baelian, wyprostował się i stanął w rozkroku, unosząc w górę prawą pięść. Mówił sztucznie podniesionym głosem: - Ja, Talos, przysięgam, że prędzej ja kopnę tę gęś niż ona mnie!

Neven rżał ze śmiechu. W tej chwili usłyszeli gęganie, odwrócili się. Gęś siedziała na szczycie jednego z namiotów i dumnie prezentowała swoje przybrudzone błotem skrzydła.
- To jeszcze nie koniec! - krzyknął w stronę zwierzęcia bosmersko-norski bóg.
Endoriil i Neven zaśmiali się.

KONIEC ODCINKA ÓSMEGO

SPIS TREŚCI  <--- odsyłacze do wszystkich odcinków