sobota, 21 listopada 2015

TES "Taki Los" - odcinek XXVI

THE ELDER SCROLLS
TAKI LOS
ODCINEK XXVI

PRZED BURZĄ

Poprzedni - Następny

I

Granica Cesarstwa z Valenwood była zaledwie kilkanaście mil przed Bosmerami, a z racji tego, że ostatnie zwycięstwo nad altmerskim oddziałem mocno podniosło morale w całej grupie, pokonywali teren w nadzwyczaj szybkim tempie. Przez cztery ostatnie dni, a raczej noce, gdy wędrowali, dręczyły ich potężne opady deszczu, a ziemne drogi nie bardzo nadawały się do dalszej podróży. Problemów z zapasami nie było, nic też nie sprawiało, że pośpiech byłby wskazany, więc Endoriil znalazł niewielki pagórek, porządną strategiczną pozycję na otwartej równinie, na której polecił rozłożyć dwa namioty: mniejszy - swój prywatny oraz duży - pełniący funkcję sztabu dowodzenia. Hrabia Hassildor opuścił Bosmerów dwa dni po bitwie z Altmerami, zapewniając, że jego czar wciąż będzie działał tylko i wyłącznie nocą, czego od tamtego czasu Bosmerowie się trzymali. Sam hrabia podążył na spotkanie z dowódcą chorągwi cesarskiej Viniciusem Ligiusem, by przyjrzeć się, czy żołnierz ten i jego podwładni naprawdę chcieliby stanąć po stronie Astarte, gdy nadejdzie pora, a może i wcześniej. Życzył więc Endoriilowi powodzenia i... zniknął. Po prostu zniknął. Nikt nie widział, jak opuszcza karawanę, ale od tej pory żaden Bosmer już go nie spotkał.

*

Endoriil kończył właśnie wydawanie ostatnich rozkazów odnośnie postoju. Dowódcy kompanii mieli zorganizować tradycyjne wojskowe obozowisko, którego konstrukcja pozwalała niezwykle sprawnie wyruszyć w drogę w ciągu bardzo krótkiego czasu. Gdy nowy dowódca korpusu przechadzał się zabłoconymi alejkami, sprawdzając jakość małych obozów, zza pleców dobiegł go dobrze znajomy głos:
- Elfie! Tu znalazł cię on, a szukał, jasna rzecz, od strony drugiej.
- Ri! - zakrzyknął Endoriil i mocno chwycił ramiona Ri'Baadara. - Wspaniale, że dotarłeś. Zastanawiałem się, kiedy nas złapiesz. Od której strony żeś przyjechał?
- A od południa przybył on, od Valenwood strony.
- Tak? Dziwnie. I jakie wieści? - woodmerczyk spytał, nagle poważniejąc.
- Ha, nie wieści tylko, a przydatnych rzeczy sporo w wozach jego, ale o tym razem innym. Najpierw on gratuluje, że wodzem elfa mianowano. Powinszować, naprawdę. On twierdzi, że elf zasługuje. Ale spytać musi, co Darelion na to?
- Ech... Średnio to przyjął, ale nie przejąłem dowodzenia siłą. Tak się po prostu złożyło. Teraz obozuje w innym miejscu wraz ze swoją jazdą.
- Och, gdzie indziej Darelion stoi? Aż tak nie lubisz go?
- Nie o to chodzi, przyjacielu. - Bosmer uśmiechnął się. - To strategiczna decyzja. Wiem, że szpiedzy Altmerów nas obserwują. Muszą. Jeśli zobaczą, że mamy jazdę, no cóż... Wciąż liczę na to, że ten oddział będzie naszym asem w rękawie. A jak zobaczą ich oddzielnie, to stracą zainteresowanie. Pomyślą pewnie z daleka, że to albo ich oddział, albo Cesarscy. Nie będą wnikać. Na to liczę.
- Plan interesujący, tak, tak - powiedział Ri i dodał: - Pogadałby on i chętnie później to zrobi, ale przywiódł on tu elfa, który do powiedzenia coś ma, a pamięta go on z podgrodzia jeszcze. Wczoraj się na niego natknęła karawana jego. Poznał go elf ten i jak dowiedział się, gdzie karawana jedzie, to dołączyć się zechciał.
- O kim ty mówisz, Ri?
- Mówi o mnie - powiedział, wychylając się zza pleców Ri, Sarudalf, znany Endoriilowi białowłosy elf.

To on pomógł Darelionowi, kiedy przeprowadzono zamach na jego życie. Zabił jednego z wrogów, potem chwilę posiedział na podgrodziu, ale niedługo potem ruszył w drogę. Teraz, zupełnie znikąd, zjawił się i miał jakieś informacje.
- Zniknąłeś zupełnie nagle i bez pożegnania. - Endoriil skrzyżował ramiona. - Co więc przynosisz? I dlaczego tu jesteś?
- Byłem w okolicy we własnych interesach - odrzekł Sarudalf, równie tajemniczo, co za pierwszym razem. - Ale dobrze wiesz, że wspieram waszą sprawę, a kiedy teraz naprawdę idziecie skopać tyłki Altmerom, to z radością do was przystanę.
- Tak po prostu? Dlaczego teraz?
- Mam powtórzyć, żebyś zrozumiał? - Sarudalf zaśmiał się. - Idziecie zabijać Altmerów, naprawdę i definitywnie, a tak się składa, że tę sprawę wspieram z całego serca. Dacie mi się przyłączyć?
- Pogadaj z Darenem, znajdziesz go na wzgórzu w tym większym namiocie. On da ci przydział. Ale mówiłeś, że masz jakieś informacje?
- Tak - przytaknął białowłosy elf. - Zmierza do was mały oddział konny, około dwudziestu, a wśród nich dwójka dygnitarzy, może posłów. Pewnie chcą was przekonać, żebyście odstąpili.
Cholera - pomyślał Endoriil. Czyli zwiadowcy namierzyli Bosmerów wcześniej, skoro już wysłano posłów. Spodziewał się tego, ale nie dalej niż kilka mil od Arenthii, a oni byli przecież jeszcze po cesarskiej stronie granicy.
- Proszę, nie dajcie się przekonać - powiedział prosząco Sarudalf i popatrzył w stronę wzgórza. - Tam, tak?
- Tak. Wołajcie mi tu Nevena i Baeliana! - krzyknął do żołnierza korpusu, który właśnie rozkładał swój namiot. - Trzeba lekko przeorganizować obóz. Ri, przyjacielu, wybacz, ale mam teraz pilne sprawy. Rozgość się w obozie, ale nie za mocno, bo ruszamy najpóźniej jutro. Porozmawiamy podczas drogi. Przepraszam cię.
- On rozumie wszystko i spisywać będzie, dla pokoleń przyszłych.
- Mówisz poważnie? Będziesz spisywał to, co się stanie? Masz jakiś tytuł?
- "Kronika Powstania Bosmerskiego". Tak on myśli, że dobrze będzie. Pomyśli jeszcze.

Endoriil uśmiechnął się mimowolnie. Do obozu razem z karawaną Ri'Baadara przybył też, zaskakując dowódcę korpusu, Marek Verre, ale nie było już czasu, aby przyjąć go przed posłami.

II

Posłowie nie byli przypadkowi. Początkowo Lionel nie chciał przystać na propozycję Udomiela, bo to on wpadł na pomysł wysłania negocjatorów. Szok namiestnika był jeszcze większy, kiedy okazało się, że szanowany generał sam chce udać się na granicę, a na pomocnika weźmie sobie Bognara, czyli syna Lionela, którego był oficjalnym mentorem. Szli więc teraz, Lord Udomiel i Bognar, przez zabłoconą, wydeptaną ścieżkę, między namiotami,  w których obozowali Bosmerowie. Wielu z nich, jak zauważyło oko Udomiela, nie nadawało się do walki. Byli tu starcy, dzieci, a nawet elfy niepełnosprawne - bez rąk i nóg. Ubiór Altmerów mocno się od siebie różnił. Młodszy kroczył w bogato zdobionej tunice, ocieplanej przy szyi puchatym lisim futrem. Miał gustowne buty z krokodylej skóry, których bardzo nie chciał ubrudzić. Starał się więc omijać kałuże. Nie miał problemów z dotrzymaniem kroku swojemu mentorowi, bo ten szedł wolno i rozglądał się pilnie, od czasu do czasu poprawiając swój czarny płaszcz, okrywający szczelnie niemal całe ciało. Rozejrzenie się - to był główny cel Udomiela. Wiedział, że Bosmerowie nie zaakceptują propozycji namiestnika Arenthii, która mówiła "by natychmiast złożyli broń i oddali się w ręce służb porządkowych na granicy Valenwood. Wtedy, i tylko wtedy, macie szanse na amnestię." Lord nie wiedział jednak niczego ani o dowódcach Bosmerów, ani o sile, którą dysponują. Na czele tej rzeszy miał stać elf zwany w okolicy Arenthii Demonem Frangeldu - Endoriil z Woodmer. Udomiel nie lubił nie wiedzieć, więc wybrał się tu osobiście i wytężał wszystkie zmysły, żeby wyciągnąć z tej wizyty tyle, ile mógł.

- Cholera - zaklął Bognar, przeskoczywszy sporą kałużę, ledwo utrzymując równowagę. - Że też nie mogli wybrać sobie innego miejsca do obozowania, przeklęci barbarzyńcy.
Udomiel nie odpowiedział, tylko popatrzył na młodego rodaka wzrokiem z namiastką pogardy. Bognar odczytał to prawidłowo. Przestał unikać kałuż i martwić się o swoje drogie buty. Zrównał się z generałem i szli ramię w ramię.
- Cały czas nie rozumiem - mówił Bognar - dlaczego nie mogliśmy posłać pierwszego lepszego gońca. Sporo ryzykujemy, naszym życiem nawet. To barbarzyńcy, nie widzisz, jak żyją?
Tuż po tej wypowiedzi jeden z grupy Bosmerów, siedzących przy ognisku i spożywających świeżo upieczonego dzika, splunął soczyście pod nogi posłów. Oczy wszystkich leśnych elfów śledziły kroki Altmerów, a w setkach oczu dominowała wrogość i nienawiść. Poleciało nawet kilka jabłek czy obgryzionych do ostatka kości.
- Pieprzeni prostacy! - krzyknął Bognar, uchylając się przed bliżej niezidentyfikowanym owocem. - Widzisz, jak nas traktują? Nas, posłów!
Lord Udomiel wciąż obserwował, nie komentując niczego. Prowadziło ich dwóch żołnierzy, a droga, kiedy po dłuższej chwili wyszli już ze skupiska namiotów, wiodła zawijasami pod górę. Na niewielkim wzniesieniu rozłożone były dwa kolejne namioty. Mniej więcej w połowie tego łagodnego zbocza dowódca Północnej Armii Dominium w Valenwood zatrzymał się, obrócił w stronę, z której przyszli i ogarnął wzrokiem całą okolicę.
- Panie? - rzekł Bognar ze zdziwieniem, ale i szacunkiem, którego nauczył się, mimo początkowej niechęci do nauczyciela. - Im szybciej to załatwimy i wrócimy do miasta, tym lepiej.
Równie zaskoczeni byli eskortujący ich żołnierze. Porozumieli się wzrokowo i jeden zszedł kilka kroków do dyplomatów.
- Panie generale - powiedział zdecydowanie. - Nasz wódz czeka.
- Czy odczyta to za nietakt, jeśli spędzę chwilkę na podziwianiu tego, co stworzył?

Speszeni żołnierze nie odpowiedzieli. Bognar natomiast prychnął gniewnie, nie mając pojęcia, co tu jest do podziwiania. Widział tysiące Bosmerów w obozowisku pełnym błota. Mijali ich jedzących, szyjących, przenoszących skromne zapasy. Mało który miał przy sobie broń. Ojciec Bognara właśnie tego się spodziewał, dlatego nie posłał po całą Armię Północną. Jego syn uśmiechał się teraz delikatnie, widząc co prawda tysiące elfów, ale wyglądających zdecydowanie bardziej na pospolite ruszenie, które chwyta broń i idzie na regularne wojsko bez żadnego pomyślunku, niż na regularne oddziały, którymi warto sobie zaprzątać głowę. Bognar podszedł więc do Udomiela i spytał sarkastycznie:

- Skończyłeś już podziwiać to dzieło sztuki, panie?
- Skończyłem, a teraz mam dla ciebie polecenie - odpowiedział generał, zaskakując towarzysza. - Na samym spotkaniu masz milczeć, nie mówić absolutnie niczego. Negocjacje zostaw mnie. Przedstawię nas, a potem ty będziesz słuchać, ja mówić. Czy wyraziłem się jasno?
- Nie wiem, czy mój ojciec będzie zadowolony - zripostował młody Altmer. W jego oczach zapanował gniew.
- Zadowalanie twojego ojca nie jest moim obowiązkiem, ma od tego twoją matkę - powiedział Udomiel, nie patrząc nawet na rozmówcę. Zwrócił się w stronę eskorty: - Jesteśmy gotowi, wprowadźcie nas.
Żołnierze zaprowadzili posłów na szczyt wzgórza, a potem do mniejszego z namiotów. Udomiel starał się zajrzeć przez wejście większego, ale nie był w stanie, a żołnierze wyraźnie dali do zrozumienia, że zmarnowali już wystarczająco dużo czasu. Stanęli przed kolegami, którzy strzegli wejścia.
- Oto oni, Neven - oświadczyła eskorta i wróciła do innych spraw.
Neven - pomyślał Udomiel. To jeden z nich, z tych oficerów, których dotyczyło pismo Lionela do króla Skyrim. Starał się jednak zachować kamienną twarz. Nie dał po sobie poznać, że cokolwiek wie o elfie, który przed nimi stał.
- Wasza broń - powiedział Neven.
- Chyba sobie żartujesz - oburzył się Bognar. - Żebyście nas tam zaszlachtowali jak wieprze?
Gdy młody mer chciał krzyczeć dalej, Udomiel po prostu odchylił pelerynę przy lewej nodze i odmocował pochwę ze swoim mieczem. Kiedy kolega Nevena go przejął, generał schylił się i wyciągnął zza holewy króciutki sztylet. Bognar zamilkł i zrobił to samo. Neven delikatnie schylił głowę.
- Chodźcie za mną.

Bosmer odchylił materiał w wejściu i wkroczyli do środka. Udomiel autentycznie się zdziwił, bo wnętrze namiotu nie było barbarzyńskie, w żadnej mierze. Kilka skrzyń z nie wiadomo jaką zawartością było w jednym kącie. W drugim było drewniane, solidnie wykonane biurko, na którym spoczywał pojemniczek z inkaustem i kilka kartek przedniego pergaminu. Obok kilka świeczek i jakiś notatnik, dość często używany, wnioskując po stopniu zużycia. Generał wiele by dał, by poznać jego treść. W innym kącie namiotu na niewielkim stołku była szachownica z trwającą, a najwyraźniej przerwaną partią. Po obu jej stronach na ziemi ustawiono dwie małe pufy, miejsca dla graczy. Na średniej wielkości stole było kilka dzbanów, zapewne z winem, a obok stołu wypchany po brzegi książkami regał. Udomiel podszedł do niego i przeglądał tytuły.

III

A więc to on, Lord Udomiel we własnej osobie - myślał Endoriil, z trudem ukrywając uśmiech na twarzy. Przeczytał kilka książek i opracowań o wyczynach tego wielkiego wodza i to właśnie altmerski generał był głównym wzorem, z którego woodmerczyk starał się czerpać inspirację. I oto stali naprzeciw siebie, w namiocie na granicy Cesarstwa i Puszczy Valen. Obok Udomiela stał inny Altmer - młody i elegancko ubrany. W wejściu był Neven, przyglądając się posłom z tyłu.
Endoriil nieco zmartwił się, że przyglądający się jego niewielkiej kolekcji ksiąg generał dostrzeże, że w kilku pozycjach sam odgrywa dość istotną rolę, zaproponował więc, podchodząc do stołu:

- Wina?
- Jeszcze nas otrujesz, barbarzyńco... - powiedział młodszy z posłów.
Udomiel wyprostował się, wziął głęboki wdech i spojrzał karcąco na towarzysza.
- Z chęcią się napiję, bracie merze.
Endoriil uśmiechnął się. Młody elf był irytujący, ale Udomiel zdawał się spełniać wyobrażenie, które zbudował w swojej głowie Bosmer. Nalał więc wina do dwóch kubków, obserwując rozglądającego się po namiocie gościa. Chciał wypytać go o wiele rzeczy, w większości nie związanych z wojną, która nadciągała i w której staną po przeciwnych stronach, ale pamiętał o swojej odpowiedzialności i po prostu miał nadzieję, że nadejdzie czas, kiedy będzie mógł porozmawiać z Lordem zupełnie prywatnie i wypytać go o wszystko, czego dokonał. I nie tylko o to.
- To jest Bognar - powiedział Udomiel, rozsmakowując się w winie. - Jest synem namiestnika Arenthii, Lionela z Wysp Summerset. Ja natomiast jestem Lord Udomiel, generał Armii Dominium, która przebywa w tym regionie kraju.
- Wiele o tobie słyszałem, generale - odpowiedział Bosmer, skłoniwszy głowę i unosząc kubek w geście pełnym szacunku. - Twoje osiągnięcia są... Są godne szacunku. Ja jestem Endoriil z Woodmer i stoję na czele tej grupy. Z czym przychodzicie, bo wiem, że jesteście posłami. Posłowie z reguły mają wiadomości, prawda?
- Przynosimy propozycję od ojca tego tu młokosa. Pozwól, że po prostu zacytuję, ale tylko te istotne fragmenty, pomijając tytuły i inne zbędne figury literackie: "Wdarcie się tej uzbrojonej rzeszy elfów, wrogo nastawionych do władzy w Valenwood, będzie jasnym sygnałem, że wypowiadają wojnę całemu Valenwood i jako takie karane byłoby jedyną słuszną karą, karą śmierci. Jeśli jednak zdarzyłoby się, że natychmiast złożyliby broń i oddali się w ręce służb porządkowych na granicy Valenwood, to wtedy, i tylko wtedy, mają szansę na amnestię."

Udomiel mówił z pamięci, a skończywszy wyciągnął dłoń z wciąż zapieczętowaną wiadomością od Lionela. Endoriil chwycił ją i położył na stole, mając świadomość, że niczego więcej się z niej nie dowie.
- Czy muszę pisać odpowiedź? - spytał Endoriil z delikatnym uśmiechem, w którym nie było radości, raczej smutek.
- Jestem zdziwiony, że w ogóle umiesz pisać - wciął się Bognar.
Endoriil uniósł brwi, a Neven chwycił rękojeść miecza.
- Dość tego - powiedział generał spokojnym głosem. - Przepraszam za tego młokosa, bo nie ma, jak widać, żadnego obycia na tego typu spotkaniach.
- Obycie? Z nimi?! Ale...
- Milcz - ukrócił temat Lord. - Poczekasz na mnie przed namiotem. Wyjdź, natychmiast.
- Odprowadź go, Neven, dobrze? - dodał Endoriil.

Neven spojrzał z lekkim zaskoczeniem. Wolał nie zostawiać swojego przyjaciela sam na sam z altmerskim generałem, ale sam poczuł jakiś dziwny szacunek i zaufanie do tego wysokiego i szczupłego Altmera w czarnym płaszczu. A dodatkowo wiedział, że wytarganie młodego Altmera za fraki będzie nie lada przyjemnością. Chwycił go więc i wyprowadził na zewnętrz.

Wewnątrz namiotu zapanowała cisza. Endoriil obserwował legendarnego przywódcę, tego samego, który wsławił się zdobyciem sprytem i podstępem Laanterii, który walczył jako jeden z głównodowodzących generałów podczas Wielkiej Wojny i który prowadził wojsko altmerskie podczas szeroko zakrojonych czystek w Valen. Endoriila przerażało okrucieństwo żołnierzy w czasie tych czystek, ale doceniał jakość dowodzenia i skuteczność działań. Poza tym w ostatnim czasie zorientował się, że nawet dowódca nie na wszystko ma wpływ. Wydarzenia z Pogranicza i z podróży przez Cesarstwo mocno zmieniły jego podejście do niemal każdego aspektu wojny. Doświadczenie przychodziło z trudem i nieraz bywało bolesne, ale widocznie tak to właśnie jest. Patrzył na Udomiela, starego i doświadczonego wojownika, ale nie widział w nim teraz wroga, ale być może przyszłą wersję siebie. Zastanawiał się, ile bólu i cierpienia generał widział, ile spotkało go osobiście, a ile musiał zadać. Potok tych myśli był tak intensywny, że to gość, patrzący akurat na szachownicę, przerwał milczenie.

- Lubisz szachy?
- Szachy? - odpowiedział gospodarz, nagle wytrącony z rozmyślań. - Tak, lubię. Chociaż gram od niedawna. Dopiero w Skyrim nauczył mnie... Przyjaciel.
Endoriil zdawał sobie sprawę, że musi uważać na to, co mówi.
- Grałeś białymi?
- Hm... Tak, białymi.
- I lubisz czytać opasłe tomiszcza.
- Lubię - odrzekł Endoriil, delikatnie się uśmiechając. - Generał też lubi?
- Nie, nie lubię - krótko powiedział Udomiel. - Nie lubię, ale czytam. Czasem mer musi robić coś, czego nie lubi.
- Na przykład?
- Na przykład czytać opasłe tomiszcza - rzekł Altmer i roześmiał się szczerze, a w kącikach jego oczu i ust pojawiły się zmarszczki, znamionujące poważny wiek. - Czy jest jakaś szansa, że nie wkroczycie do Valenwood z nadzieją na zabicie każdego Altmera, którego napotkacie?
- Nikt nie mówi o zabijaniu wszystkich Altmerów. Chcemy, żeby Bosmerowie odzyskali władzę we wszystkich miastach i we wszystkich klanach.
- Jesteś pewien? - Udomiel spojrzał w brązowe oczy Endoriila. - Twoi pobratymcy pluli na nas i rzucali jedzeniem.
- Bo jesteście przedstawicielami tych, którzy zabijali ich rodziny i wypędzili ich z domów.
- Tak, ale czy sądzisz, że twój przeciętny Bosmer odróżniłby na ulicy takiego zbrodniarza jak ja od bogom ducha winnego Altmera, który od pokoleń mieszka i pracuje dla dobra waszej społeczności? Sytuacja byłaby prosta, gdybyśmy byli siłą, która nagle napadła na Valen i zajęła ją błyskawicznie. Ale tak nie jest. Żyliśmy w zgodzie przez długie lata, w wielu z was sporo altmerskiej krwi.
- Więc po co w ogóle była ta rzeź? Dlaczego to zrobiliście? - pytał Endoriil, dolewając wina do obu kubków. - Skoro było tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?
- Wybacz - odrzekł Udomiel, podziękowawszy skinieniem głowy za wino. - Niepotrzebnie filozofuję. My jesteśmy żołnierzami, wykonujemy rozkazy, których często nie rozumiemy. Rzekłbym nawet, że rozkazodawcy, że się tak wyrażę, nie oczekują zrozumienia rozkazu, tylko wykonania, prostego i skutecznego. Więc taka nasza rola, wykonujemy rozkazy. Pytasz, dlaczego była rzeź, ale ja tego nie wiem, to nie na moją głowę.

Endoriil spodziewał się, do czego zmierza Altmer, ale czekał, nie przerywając.
- Byłeś w Arenthii - kontynuował Udomiel - wiem to. Jesteś tam Demonem Frangeldu, a ja tu nie widzę Demona, tylko zaskakująco ułożonego, grywającego w szachy elfa, który czyta książki. Ten młokos, Bognar, gorąca głowa, spodziewał się raczej owłosionego giganta analfabety przywdziewającego opaskę na biodra i walącego maczugą w co popadnie.
Endoriil zaśmiał się szczerze. Udomiel pozostał poważny.
- Spodziewam się po prostu, że ktoś ci w Arenthii pomógł. - Generał pobawił się kilka chwil szklanką, przelewając wino od ścianki do ścianki. - Obawiam się bardzo tego, że wiem, kto to zrobił.
Serce Bosmera zabiło szybciej. Czy możliwe jest to, by Udomiel wiedział, że to Marek Verre udzielił mu pomocy po podpaleniu altmerskiego dębu na Wzgórzu Dębów? Jeśli się domyślił, to rodzinie Marka Verre groziło wielkie niebezpieczeństwo. Marek był już w obozie, ale cała jego rodzina wciąż przebywała w rodowej rezydencji w starej części miasta.
- A, jeśli można wiedzieć, co zrobisz z taką wiedzą? - spytał ostrożnie Endoriil.
- Jasna cholera... - westchnął generał i wziął ciężki oddech. - To Verre, prawda? Widzę po twojej minie.
Endoriil bardzo teraz żałował, że był beznadziejnym kłamcą. Udomiel wiedział, jakoś podświadomie domyślił się, że to Marek Verre, jego stary przyjaciel, był ważną osobą w wydarzeniach, które tworzyły między nimi wielki i gruby mur. Bosmer nie miał pojęcia, co powiedzieć, po prostu się bał, że chlapnie jakąś głupotę.
- Wisi mi już jedną przysługę - dodał Udomiel szeptem, przybliżając się do Bosmera. - Teraz będzie wisiał drugą. Niech wraz z całą rodziną natychmiast opuści Arenthię. Bognar nie dowie się o tym, co właśnie mi powiedziałeś, a raczej co powiedziały mi twoje oczy.
- Czyli... - Endoriil był absolutnie zaskoczony. Przyjaźń zdawała się być dla Lorda Udomiela czymś więcej, niż obowiązki wobec własnego państwa.
- Skończmy ten temat, tu i teraz. Po prostu kogoś do niego poślij od razu, jak opuszczę ten namiot, rozumiesz?
- Stań więc po jego stronie, stań po naszej stronie - powiedział Endoriil i choć zdawał sobie sprawę z tego, że Udomiel nigdy nie przystanie na taką propozycję, postanowił ją złożyć: - Bądź z nami i ze swoim przyjacielem. Walczymy za słuszną sprawę.
- Słuszna sprawa? Wiesz, ile razy to słyszałem? Przemawia przez ciebie naiwność, młody merze. Właśnie z racji wieku i braku doświadczenia. Przyjaźń to rzecz bezcenna, ale porzucenie wszystkiego, czym jestem byłoby dla mnie nawet nie zdradą kraju, ale zdradzeniem samego siebie. Lubię wierzyć, że jestem merem z zasadami, których nie naruszam, choćby nie wiem co i choćby nie wiem, co myśleli o tym inni, którzy ośmielają się mnie oceniać, chociaż sami zatracili się na wiele sposobów. Powiedz mi tylko... Marek... Od jak dawna w tym siedzi?
- Od dawna - odrzekł Endoriil.
- Nie widziałem, a może po prostu nie chciałem widzieć... Dolej wina, jeśli możesz.
Endoriil uzupełnił oba kubki i usiedli na pufach przy szachownicy.
- Więc ruszycie na Arenthię? - spytał generał.
- Ruszymy - odpowiedział Endoriil, patrząc w ziemię.
- Następne spotkanie będzie więc zapewne naszym ostatnim.

Milczeli teraz przez dłuższą chwilę, a Endoriil zaczął się bać. Siedział teraz obok jednego z największych wodzów tych czasów i miał świadomość, że już za kilka dni zmierzą się ze sobą. Wiedział, że musi się wznieść na wyżyny swoich umiejętności, ale nie był pewien, czy to wystarczy. Potrzeba było czegoś więcej. I Endoriil sądził, że to coś miał, jak każdy wytrawny szachista. Udomiel wstał, odłożył kubek na stolik z szachownicą.
- Żegnaj, Endoriilu.
- Do zobaczenia.
Generał odszedł w stronę wyjścia, a uchylając zasłonę, rzucił w stronę dopijającego wino Bosmera:
- Grałeś białymi, więc czarna wieża na C8. Spróbujesz się wybronić królową. Ma swobodę ruchów, ale jej jedyną możliwą akcję, która byłaby w stanie wybronić ci partię, blokuje jeden z twoich własnych pionków.

Powiedziawszy to opuścił namiot, a do środka wleciało chłodne wieczorne powietrze. Endoriil spojrzał na szachownicę. Przestawił czarna wieżę, szach mat - pomyślał zdumiony i poczuł podniecenie na myśl o czekającym go starciu. Nie spodziewał się aż takiej podzielności uwagi Udomiela, ale nie było tak, że go nie docenił. Starannie schował przed nim swój oddział konny, a żołnierze prowadzili posłów przez część obozu zajętą przez zwykłych Bosmerów, przemieszanych z członkami korpusu, którzy mieli starannie ukryć swoją broń. Zrozumiał jednak, że wpuszczenie generała do jego osobistego namiotu było poważnym błędem. Udomiel przed wejściem do namiotu nic o nim nie wiedział. A z nieznanym trudno walczyć. Lepiej byłoby, gdyby Lord uważał go za barbarzyńcę z maczugą i przepaską na biodrach.

- Doświadczenia uczą - powtórzył sam do siebie. - Oby to nie było bolesne...

IV

- Generale - powiedział jeden z żołnierzy i złożył dłonie, podsadzając swojego dowódcę, by ten wskoczył w siodło.
Wszyscy żołnierze skłonili głowy w geście szacunku dla swojego wieloletniego wodza. Estyma, którą się cieszył wśród nich graniczyła z absolutnie ślepym oddaniem i posłuszeństwem, na które po prostu zasłużył. A oni byli elitą, która potrafiła to docenić.
- Czemuś mnie tak wypędził? - pytał Bognar, gdy stali już przed obozem i dosiadali koni. Pytał już kilka razy, ale Udomiel po prostu szybkim krokiem opuścił obozowisko. Dopiero teraz, na osobności, odpowiedział:
- Nigdy, przenigdy nie kwestionuj tego, co mówię. Masz się przyglądać i uczyć, bo mój czas niedługo minie. Jestem stary, ty jesteś młody. Taka jest kolej rzeczy. Ucz się, dopóki masz od kogo, bo potem, jeśli sam staniesz na czele jakiejś siły, po prostu będziesz popełniał błędy, których można byłoby uniknąć. Wiesz jak? Gdybyś słuchał.
- Ale przecież to rzesza brudasów, którzy taplają się w błocie. Widziałeś przecież. I ten ich wódz. Ha! Daj spokój. Żaden z niego Demon.

Udomiel usadowił się wygodniej w siodle i lekko ruszył. Bognar zrównał się z nim, a okrążyła ich grupa kilkunastu jeźdźców z Armii Dominium.
- Słuchaj uważnie. Powiem ci, co widziałem, ale powiem to raz - rzekł i milczał chwilę, oglądając się za plecy. Gdy wrócił do normalnej pozycji, kontynuował: - Mamy do czynienia z czymś znacznie poważniejszym niż pospolite ruszenie. Wiesz, dlaczego przystanąłem na wzgórzu? Coś mi nie pasowało. Grupa, jak ich nazwałeś, brudasów, nie dotarłaby tu przez dwa kraje. Grupa brudasów nie zniszczyłaby całej kompanii naszego wojska w Cesarstwie, a niedawno doszły nas takie doniesienia.
- No i co widziałeś z tego wzgórza? Grupę brudasów przecież - powiedział niepewnie Bognar.
- Tak, to właśnie widziałem, kiedy patrzyłem na Bosmerów. Ale ze wzgórza widziałem sposób zorganizowania obozu. Musieli się tego nauczyć u Nordów, bo doskonale pamiętam, że w kontyngentach norskich podczas Wielkiej Wojny stosowano właśnie takie rozmieszczenie wojska. Bosmerowie obozowali w sposób zorganizowany, podzieleni na kompanie po kilkaset osób każda. Wyraźnie widziałem środek tych mniejszych obozów, zapewne namioty dowódców, do których prowadziło pięć wydeptanych w błocie dróg. Każde z tych małych obozowisk miało kształt pięciokąta foremnego, a centrum ich wszystkich było na wzgórzu.
Bognar patrzył, unosząc brwi.
- Ach, bo ty wiesz, co to jest pięciokąt foremny... - westchnął zniechęcony Udomiel. - Wy, młodzi. Chodzi o to, że jeśli by chcieli, to mogliby zrobić wymarsz całej tej gromady w ciągu pół godziny.
- No tak, ale oni mają jakiś tysiąc elfów, którzy naprawdę walczyli, prawda? To może oni to urządzili tak i tyle.
- Zamiast lekceważenia informacji, które ci podałem, powinieneś z nich wysnuć wnioski, tak samo jak ze spotkania z Endoriilem.
- Ale żaden z niego Demon, prawda?
- Demon czy nie Demon, to najmniej istotne. To inteligentny mer, obyty, oczytany i obdarzony strategicznym myśleniem. Ubolewam nad tym, że nie mogliśmy zajrzeć do drugiego z namiotów, ale idę o zakład, że mieli tam pełno map z informacjami na temat działań swoich sojuszników, a pewnie i naszych wojsk skoro mają tyle informacji od...

Tu zamilkł, bo zorientował się, że informacje pochodzą od Marka Verre. Gdyby Bognar dowiedział się, że to właśnie radny Verre, przyjaciel Udomiela, udzielił pomocy i informacji Bosmerom, to z pewnością doniósłby ojcu. Udomiel igrał ze śmiercią, bo właśnie ona była karą za zdradę stanu, a ktoś taki jak Lionel zapewne tak zinterpretowałby przemilczenie tego, o czym generał dowiedział się kilka chwil wcześniej.
- Od kogo mają informacje? - spytał młody Altmer.
- Domyślasz się pewnie, że w Valenwood sporo jest takich, którzy ich wspierają - odpowiedział wymijająco wódz. - Powinniśmy posłać po resztę mojej Armii. W Arenthii mamy tylko około trzy tysiące żołnierzy. W tym ledwie dwie bitne kompanie, które znam i darzę zaufaniem. Do tego chorągiew jazdy, półtoratysięczny garnizon i milicje bosmerską, w której lojalność wątpię.
- Ich jest na oko cztery, pięć tysięcy, z czego nieco ponad tysiąc nadaje się do walki. Czy oni są naprawdę groźni? - kolejne pytanie Bognar zadał z lękiem na twarzy.
- Z pewnością groźniejsi, niż twój ojciec sądzi. Musimy zreorganizować obronę i to jak najszybciej. I, tak jak mówię, posłać po resztę wojska. Dziewięć tysięcy moich żołnierzy czeka na południe od Silvenaar.
- Dziewięć tysięcy zmiecie ich z powierzchni Nirnu! - zakrzyknął entuzjastycznie Bognar.

Lord Udomiel, wielki altmerski generał, nie odpowiedział. Zastanawiał się tylko, jakie niespodzianki przygotował z okazji tej wojny jego serdeczny przyjaciel, Marek Verre. Doskonale znał efektywność jego działań i determinację jeszcze z czasów, gdy Marek był burmistrzem Arenthii. Załatwiał wszystko, o co prosił Udomiel dla swojej Armii, a czasem nawet więcej. A skoro, jak powiedział Endoriil, Verre jest zaangażowany w sprawę od dawna, to Udomiel nie miał pojęcia, jakie siły przygotował, w jakiej formie i kiedy się ujawnią. Miał jednak pewność, że musi przygotować się najlepiej na coś, czego przewidzieć nie sposób.

--------------------------------------------------

Zachęcam do komentowania, a spis treści znajdziesz TUTAJ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz